Ważne:





sobota, 12 stycznia 2013

 Rozdział XVI - "To ciebie trzeba pilnować."

 - Wiesz o której jutro wyprzedzamy? - zapytała gotowa do wyjścia Jo.
Chodziło jej oczywiście o ’biwak’, na który mieli się jutro udać. Jedyne co Sanders wiedziała to to, że może się jutro spodziewać wszystkiego po jej nowych przyjaciołach. A wszystko przez opowieści, które usłyszała od Em i reszty.
 - Jeszcze nie wiem. Jak wszystko spakujemy. - powiedział Zayn odprowadzając koleżankę do drzwi - Jakbym się dowiedział czegoś nowego to ci napiszę. - uśmiechnął się do niej.
 - Nie masz mojego numeru. - odparła, również się uśmiechając.
 - Więc pofatyguję się i przyjdę do ciebie.
 - Daj mi swój telefon. - wyciągnęła w jego stronę rękę.
Malik wygrzebał komórkę z kieszeni i podał ją Jo. Ta wpisała mu swój numer i oddała z powrotem.
 - Teraz nie będziesz musiał. - powiedziała z szerokim uśmiechem.
 - Rozumiem przez to, że mam trzymać się z daleka od twojego domu? - wywnioskował odwzajemniając uśmiech.
 - Ej, tego nie powiedziałam.
Za oknem padało tak samo mocno jak wczoraj. Sanders na szczęście nie musiała iść daleko bo mieszkała po drugiej stronie ulicy. Kiedy dochodzili do wyjścia, Zayn otworzył jej drzwi. Chciał już coś powiedzieć, ale zobaczył Sam wchodzącą po trzystopniowych schodach prowadzących na werandę. Blondynka była cała mokra, tak samo jak Malik i Jo wczoraj. Obejmowała się rękoma w pasie i trzęsła z zimna.
 - Myślałem, że wzięłaś parasolkę. - zaczął brunet z uśmiechem na twarzy.
 - Nic nie mów. - powiedziała sucho - To przez naszego lokatego przyjaciela. Już skończyliście? - spytała wchodząc do domu.
 - Zostało nam niedużo. - wyjaśniła Jo.
 - Idziesz już?
 - Tak. Muszę. Umówiłam się z Matt’em.
 - Jedzie z nami pod namioty?
 - Tak.
 - Będzie fajnie. Zobaczysz.
Jo odpowiedziała uśmiechem.
 - Pa. - powiedziała.
 - Pa. - odpowiedzieli.
 Sanders pomachała im i by zbytnio nie zmoknąć, pobiegła do domu. Zayn zamknął za przyjaciółką drzwi i udał się z siostrą w kierunku salonu. Ta ściągnęła szybko mokry sweter zostając w białej bluzce na ramiączka, która również przesiąknęła deszczem.
 - Styles był z wami? - zapytał zdziwiony brat.
 - Tak. Zabraliśmy go ze sobą. W sumie to pojechaliśmy jego autem, więc można stwierdzić, że to on wziął nas. - wyjaśniła.
 - Nie zamknął szyberdachu czy co?
 - Zgubił kluczyki.
Malik zaczął się śmiać.
- No tak... przecież to Harry. - powiedział - Idź się przebierz, a ja zrobię ci coś ciepłego do picia.
 - Ok. Dzięki. - posłała mu uśmiech po czym udała się na górę.
Zayn zaś poszedł do kuchni. Wyciągnął z dużej dwudrzwiowej lodówki mleko i nalał go do niebieskiego kubka, następnie wsadził go do mikrofalówki i zagrzał, potem wyjął z szafki kakao i wsypał trochę do białej cieczy. Około trzy minuty później zjawiła się Sam. Tym razem ubrała się w siwe, luźne dresy i czarną, szeroką, wkładaną przez głowę bluzę, która należała do Zayn’a. Naciągnęła sobie też rękawy na dłonie, ponieważ wciąż było jej zimno. Blondynka często pożyczała sobie ciuchy od Malik’a, a ten nie miał nic przeciwko. I nie tylko od niego... od reszty chłopaków również. Tak samo jak Em, Dan czy Eleanor. Dziewczyna usiadła na wysokim stołku, a brat podał jej ciepły napój.
 - Dziękuję. - powiedziała i wzięła łyka.
 - Więc co z tymi kluczykami? - zapytał stojąc po drugiej stronie ’kuchennej wysepki’ i opierając się rękoma o blat.
 - Wypadły mu z kieszeni jak byliśmy w wesołym miasteczku. Znalazł je mężczyzna, który pracował przy obsłudze samochodzików. Musieliśmy wracać z parkingu. No i jeszcze zaczęło padać. - wyjaśniła - Dobrze, że nie zapowiadają deszczu na weekend. - dodała po chwili.
 - A jak film?
 - Nawet ciekawy. Byłby jeszcze ciekawszy gdyby Niall i Harry nie komentowali przez cały seans. - Sam wzięła kolejne łyki gorącego kakao.
Zayn uśmiechnął się szeroko.
 - Masz jakieś plany na wieczór? - zapytała go siostra.
 - Jo pomogła mi z zadaniem z biologii i nie muszę się z nim męczyć, więc pójdę do Louis’a.
 - Trzeba się spakować pod namioty. - przypomniała mu.
 - Wiem. Zrobię to jutro zanim przyjedzie Styles.
 - Jedziemy jego autem?
 - Tak...i Liam’a... i Matt’a prawdopodobnie też. Idziesz ze mną do Lou? - zapytał.
 - Nie. Zostanę.
 - Zostać z tobą?
 - Nie. Jedź. Ja może zadzwonię po dziewczyny, chociaż wątpię żeby Dan przyszła.
Wtedy zadzwonił telefon Malik’a. Brunet wyjął komórkę z kieszeni i odebrał sprawdzając wcześniej kto dzwoni.
 - Siemasz Tommo. - zaczął - Co się stało?
 - Zabierz ze sobą Styles’a i Horan’a. Rozmawiałem z nimi. Zaraz u ciebie będą. - oznajmił.
 - A Liam?
 - Przyjdzie.
 - Ok. Na razie. - Zayn zakończył tę krótką konwersację i schował telefon z powrotem po czym spojrzał na siostrę.
Ta, swoimi zielonymi oczami, przyglądała mu się w milczeniu.
 - Co? - zapytał przerywając ciszę.
 - Stało się dzisiaj coś w szkole?
Brunet przygryzł wargę.
 - Nauczycielka mnie wkurzyła. Nic wielkiego. - wyjaśnił.
Sam przytaknęła w geście zrozumienia, ale nie była pewna co do tego drugiego. Jednak zmieniła temat.
 - Nie mam zamiaru jutro cię budzić do szkoły, więc lepiej nie wracaj późno i nie pij. Ok?
 - Ok.
Wtedy ktoś wszedł do domu. Zayn wiedział kto.
 - Zayn, kochanie... idziesz? - krzyknął Niall udając kobietę.
Sam zaśmiała się słysząc to.
 - Dobra. Spadam. - podszedł do siostry i pocałował ją w policzek - Będę wieczorem.  - dodał kierując się w stronę wyjścia.
 - Ok.
 Następnego dnia, o dziwo, to Zayn wstał pierwszy i tym razem to on obudził siostrę. Wyszykowali się, zjedli śniadanie i poszli razem do szkoły. Po drodze spotkali Liam’a, więc ten zabrał się z nimi. Resztę gdzieś wcięło.
 Pogoda nie była zła. Świeciło słońce i nie było prawie żadnych chmur, ale za to wiał lekki wiatr. Dobrze, że na piątek, sobotę i niedzielę nie zapowiadali deszczu. Idealne dni by wybrać się pod namioty.
 Kiedy trójka przyjaciół zmierzała do szkoły, Malik wyciągnął z kieszeni paczkę Marlboro. Automatycznie przeniósł wzrok na swoją siostrę by zobaczyć jej reakcję. Tak jak się spodziewał... nie wyglądała na zadowoloną. Mierzyła go wzrokiem.
 - Mogę? - zapytał ją.
 - Mógłbyś przynajmniej palić od 12:00? A nie tak z samego rana. I nie robić tego przy mnie? - zażądała łagodnie.
 - Ok. - zgodził się i schował papierosy z powrotem do kieszeni.
 - Obiecujesz? - Sam nie przerywała kontaktu wzrokowego.
 - Obiecuję.
Super. pomyślał Malik. Żeby zapalić będzie musiał czekać do południa... ale tym razem nie zamierzał łamać danego siostrze słowa. Trudno. Zrobi to o co go prosi. Chciał jej jakoś wynagrodzić swój ostatni błąd, ponieważ wiedział, że gofry to za mało.
  - Ok, więc Lou, El, Niall, Jo i Sam robią dzisiaj zakupy... - Liam zmienił temat - Harry, Dan, Em, ja i ty - tu spojrzał na Zayn’a - pakujemy namioty i resztę rzeczy. Matt nam pomorze. Podjadę do was autem po szkole. - przypomniał Payne.
 - Tylko niczego nie zapomnijcie. - powiedziała Sam - Zwłaszcza Harolda.
Ostatnim razem, kiedy zorganizowali sobie biwak, przez pomyłkę zapomnieli o Harry’m. Jechali dwoma autami - Liam’a i taty Lou. Jedni (samochodem Tomlinson’a) wyjechali szybciej. Przed samym wyjazdem Styles poszedł do toalety. Ci którzy zabrali się z Payne’m myśleli, że Louis i reszta zabrali już Styles’a, więc również pojechali. Biedny Harry nie wiedział co się dzieje.
 Chłopaki zaczęli się śmiać.
 - To Nialler był pewien, że pojechał z wami. - odparł Liam.
 - Nie zwalaj na niego. - Sam broniła przyjaciela.
 - Zawsze go bronisz. - Zayn powiedział uśmiechając się szeroko.
 - Wcale nie. - zaprotestowała.
 - Właśnie, że tak. - Payne poparł Zayn’a - Jego i Harrego.
Sam musiała się z tym zgodzić. W końcu tak było. No ale ktoś musiał ich bronić. Te dwie sierotki.
 - Skończmy temat. - zaproponowała.
 Kiedy doszli do szkoły, blondynka poszła do siedzących na ławce Dan i El, zaś Liam i Malik udali się do budynku by znaleźć resztę chłopaków, których nie było nigdzie przed szkołą. Całą czwórkę znaleźli przy ich szafkach. Była z nimi Emily. Harry i Lou stali do nich tyłem, a Niall i Smirnoff na przeciwko lokatego i Tomlinsona.
 - Siemacie. - zaczął Zayn zawieszając rękę na szyi swojego przyjaciela Styles’a - Co się dzieje? - zapytał z uśmiechem.
- Nic. Mówię im, że będę was dzisiaj pilnował. - powiedział Harold.
 - Tak, jasne. - Malik zwątpił.
 - To ciebie trzeba pilnować. - dodała Liam.
 - To samo mu powiedziałam. - Emily spojrzała na Styles’a.
 - Gdzie Sam? - Niall zmienił temat.
No tak. Musiał wiedzieć.
 - Na dworze. Z dziewczynami. - oznajmił go brat blondyny.
 - Muszę jej coś powiedzieć. Widzimy się później. - Irlandczyk ruszył w stronę wyjścia.
 - Idę z tobą. - Smirnoff poszła za nim.
 - Nialler! - zawołał za nim Lou - Daj jej od ciebie odpocząć. - zażartował.
Ten się tylko odwrócił, uśmiechnął i zniknął za drzwiami wraz z Em.
Tak naprawdę to chyba ani on ani Sam nie mieliby swojego towarzystwa dosyć.
 - Newman przepytał cię już co będziemy robić przez weekend? - zapytał Tomlinson Liam’a z uśmiechem.
 - Jeszcze nie.
 - No to lepiej się przygotuj. - poradził.
 - Nie strasz Liasia. - powiedział Zayn szczerząc zęby.
Wtedy do budynku weszła Jo. Kiedy zobaczyła chłopaków uśmiechnęła się i ruszyła w ich stronę.
- Hej. - przywitała się.
 - Hej. - odpowiedzieli chórkiem również się uśmiechając.
Oprócz Malik’a, który zamyślony się w nią wpatrywał.
 - Widzieliście może Matt’a? - zapytała.
 - Poszedł na górę. - odezwał się Harry - Mówił, że musi znaleźć dyrektorkę.
 - Aha, dzięki. Do później. - powiedziała i odeszła.
 - Malik? A ty co? - Lou go szturchnął go łokciem.
 - Nic. - odparł szybko wyrwany ze swoich zamyśleń.
 Kiedy lekcje dobiegł końca wszyscy spotkali się przed szkołą i umówili się, że o 16:30 spotkają się pod domem Malik’ów, ponieważ do niego każdy ma najbliżej. Tak więc część poszła pakować namioty, śpiwory i inne takie, a siostra Malika, farbowany blondyn, El, Louis i Jo pojechali na zakupy. Właściwie to do najbliższego Tesco. Każdy zawsze zastanawiał się na czym polega strategia Horana w robieniu zakupów. Czy zanim wejdzie do marketu już wie co kupi czy po prostu wrzuca do wózka co popadnie? Tak jak teraz. No, ale każdy kto spojrzał by teraz na to co wziął z łatwością stwierdziłby, że jadzie na biwak. Tajemnica chyba tkwi w tym, że nasz blond Irlandczyk zna ten sklep na pamięć i wie gdzie co jest lepiej niż pracujący tu ludzie, więc nawet nie musi patrzeć co bierze. Jo widząc go kilka metrów dalej, w innym dziale, nie mogła się nie śmiać. Sam również. El i Lou stali zaś dalej przy lodówkach z napojami i zastanawiali się, które wziąć.
 - Właśnie. Mam małą radę dla ciebie. - powiedziała blondynka wkładając do koszyka paczkę kolorowych pianek.
 - Jaką? - zapytała Sanders.
 - Chłopaki miewają różne głupie pomysły, więc uważaj.
 - Zauważyłam. - uśmiechnęła się.
 Kiedy było kilkanaście minut po 16:00, cali obładowani wyszli ze sklepu i udali się do Malików.
 Przed domem stały trzy auta - furgonetka Liam’a, Range Rover Harrego i terenówka Matt’a, oraz Zayn, Harry, Em, Dan, Liam i Matt. Rzeczy na biwak, które miała spakować reszta były powsadzane gdzie tylko mogły być. I było tego dość sporo.
 - To my będziemy mieszkać w tym lesie czy co? - zapytała Eleanor widząc to.
 - Wszystko się przyda. - powiedział Malik z uśmiechem.
 - To już wszystko? - tym razem pytanie zadała Sam.
 - Tak.
 - Nikt niczego nie zapomniał? A zwłaszcza telefonów? - blondynka spojrzała na każdego.
By się upewnić wszyscy sprawdzili.
 - Wszyscy są? - tu Tomlinson spojrzał na Styles’a.
Ten się uśmiechnął. Jak i reszta wtajemniczonych.
 - To ruszamy.
 Z Matt’em pojechali Jo, Sam i Niall. Z Liam’em zabrały się tylko Dan i Em, ponieważ jego Ford jest 3-osobowy... a z Harry’m Zayn, Louis i Eleanor. Pierwszy ruszył Payne, za nim Styles, a potem Parker.
 Pół godziny później dojechali na miejsce.

______________________________
Dzisiaj urodziny Zayn'a , więc pomyślałam, że dodam XVI rozdział =)
Wszyscy złożyli życzenia? =)
Dziękuję bardzo za komentarze <3
Myślę, że w następnej części będzie działo się na pewno więcej, więc...
przynajmniej 3 komentarze = XVII rozdział.
B.

sobota, 5 stycznia 2013

 Rozdział XV - "Styles, ja cię chyba zabiję!"

- Mówię wam, że to Jessica zabiła ich wszystkich. - powiedział Niall, kiedy razem z Sam i Harry’m kierowali się w stronę wyjścia z budynku, w którym znajdowało się kino.
 Siostra Zayn’a i Horan postanowili zabrać ze sobą swojego lokatego przyjaciela, ponieważ siedział sam w domu i się nudził. Kiedy Styles usłyszał tę propozycję, zgodził się od razu. Lepsze to niż siedzenie przed telewizorem i czekanie na rodziców, którzy przełożyli swój przyjazd na wczesny ranek.
 - Myślę, że to jej brat. - odparł Harry.
 - Przecież on nie żyje. - Irlandczyk bronił swojego zdania - Odkopali nawet grób żeby się upewnić.
 - Ty też byś rozpoznał kogoś po samych kościach? Gościu pewnie żyje.
 - Ale ta dziewczyna... - zaczął Niall, ale Sam mu przerwała.
 - Dowiemy się w następnej części. - powiedziała kiedy wychodzili na zewnątrz - Nie przeżywajcie tak. - posłała im uśmiech.
 Siedząc w kinie i oglądając film, nasłuchała się już komentarzy chłopaków i ich spierania się na temat tego kto zabijał. Obydwoje mieli swoje zdanie i uparcie go bronili. Przez swoje nie ciche zachowanie podczas seansu, Horan i Styles opuszczając salę, dostali torebką od starszej kobiety. Co ona w ogóle robiła na tym filmie? Cóż... może lubi? Chociaż ludzie w jej wieku robią jeszcze dziwniejsze rzeczy. Babcia była jedyną, która wyraziła swoje niezadowolenie... tak otwarcie. Reszta, którym przeszkadzała obecność chłopaków, ograniczyła się do uciszania. Sam siedząc pośrodku przyjaciół, starała się nie zwracać na nich uwagi. To było trudne.
 - To co robimy? - Harry zmienił temat zatrzymując się przy małej fontannie.
Sam uśmiechnęła się i spojrzała na wilki napis „WESOŁE MIASTECZKO“, wiszący nad dużą bramą, znajdującą się po drugiej stronie ulicy. Znad wysokiego ogrodzenia widać było kawałek kolejki górskiej i kilka innych.
 Kilka minut później cała trójka czekała na watę cukrową, którą kupili sobie Niall i Harry. Proponowali też Sam, ale ona podziękowała. Kręciło się tu sporo ludzi. Rodzice z dziećmi, jacyś zakochani, zapewne przyjaciele, nawet starsi ludzie. Jak wskazuje nazwa tego miejsca, wszyscy wyglądali na zadowolonych. A zwłaszcza Niall, który właśnie zamierzał zjeść niebieską, słodką i klejącą się substancję. Kiedy i Harry również ją otrzymał od sprzedawcy, ruszyli dalej. Oczywiście płacąc wcześniej. Sam chcąc spróbować trochę, oderwała kawałek waty od Styles’a i ją zjadła. Nie chciała kraść Irlandczykowi, chociaż była ona jedną z nielicznych osób, którym Horan na to pozwalał. Loczek nie protestował tylko uśmiechnął się do niej.
 - Co powiecie na kolejkę górską? - zapytała blondyna.
Chłopaki wymienili się spojrzeniami. Nie wyglądali na zbyt chętnych do jazdy na wysokości.
 - Emm...
 - No proszę... będzie fajnie. - powiedziała uśmiechając się szeroko.
Nialler podrapał się po czubku głowy.
 - Wiem, że macie złe wspomnienia po Paryżu... ale ta jest mniejsza. O wiele mniejsza.
 Rok temu, cała dziewiątka wybrała się na wakacje do Francji. Kiedy poszli do wesołego miasteczka, Zayn, Eleanor i Emily namówili resztę by przejechać się kolejką górską... tylko, że tamta była parę razy większa, czyli wielka. Po godzinie namawiania wszyscy się zgodzili. Kiedy było po wszystkim, Niall i Harry spędzili godzinę w toalecie. Potem nadal narzekali, że jest im niedobrze. Jeszcze innym razem Zayn i Lou, panowie sportów ekstremalnych, przekonali Liam’a, Horan’a i Lokatego do skoku na bungee z wysokości 103 metrów. Było to również we Francji, na moście Pont de Ponsonnas.
Chociaż to doświadczenie, dla blondyna i Styles’a nie niosło takich skutków jak przejażdżka kolejką górską.
 - To może ty się przejedziesz, a my poczekamy? - zaproponował Niall.
Sam zmrużyła oczy i spojrzała na niego jak na głupka.
 - Żartujesz? - zapytała krzyżując ręce pod piersiami, ale po chwili westchnęła zrezygnowana - Myślałam, że jesteście bardziej odważni. - wycedziła.
 - Nie chodzi o ... - Harry zaczął tłumaczyć, ale blondynka mu przerwała.
 - Dobra... nie ważne.  Idziemy na samochodziki. - uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w stronę sporej „hali“.
 Chłopaki zapłacili za Sam. Każdy wziął osobny pojazd. Niall wybrał sobie niebieski, Styles zielony, a blondyna złoty. Miejsca do manewrowania było dużo, ponieważ oprócz nich, były tylko trzy osoby korzystające z tej atrakcji. Siostra Malika robiła głównie zdjęcia, ale przed tym wyzwała przyjaciół na wyścig, który wygrał Harry, a swoje zadowolenie okazał śmiesznym śpiewem. Potem i Styles i Horan próbowali „złapać“  Sam. Oczywiście udało im się.
 - To było nie fair. - stwierdziła blondynka kiedy wyszli z samochodzików i skierowali się w stronę strzelnicy.
Chłopaki uśmiechnęli się triumfalnie.
 - Niby dlaczego? - zapytał Niall zakładając rękę na jej ramiona.
 - Bo... - przerwała, ponieważ nie wiedziała co wymyślić.
 - No właśnie. - sprostował Harry - Myślałem, że Zayn nauczył cię jeździć. - zaśmiał się.
Sam w odpowiedzi dźgnęła go palcem w żebra. Nie udało mu się zrobić uniku.
 - Sprawdźmy kto ma lepszy cel. - zaproponowała podchodząc do budki gdzie znajdowała się strzelnica - Kto zaczyna?
Na sznurkach wisiały różne maskotki, bukiety kwiatów, albo jakieś inne zabawki. Były one różnych rozmiarów i im większa nagroda tym wisiała dalej. Zdobycie jej polegało na przestrzeleniu linki, na której się znajdowała. Nie było to proste zadanie, a dysponowało się 3 strzałami.
 - Pokażę wam jak się to robi. - powiedział Loczek po czym zapłacił i wręczono mu wiatrówkę.
 - Tylko nie celuj tym w ludzi. - Horan się zaśmiał.
Sam zaś uśmiechnęła się szeroko.
 - Strzelaj mistrzu.
Harry pewny swoich umiejętności wybrał sobie najdalszy cel. Był to duży niebieski słoń. Chwila skupienie no i strzelił. Niestety spudłował. Niall wydał z siebie dźwięk przypominający śmiech, a raczej tłumiony śmiech. Styles posłał mu karcące spojrzenie i wrócił do skupiania się na celu. Strzał i znów chybił. Horan chciał już coś powiedzieć, ale Sam pacnęła go w ramię. Harry zrezygnował ze słonia i celował bliżej. Kiedy nacisnął spust, z przestrzelonego sznurka spadł mały delfin. Na twarzy Harolda pojawił się triumfalny uśmiech. Mężczyzna, który tam pracował podał mu nagrodę i pogratulował. Tym razem wiatrówkę przejął farbowany blondyn. Ten za cel obrał sobie pluszową małpkę. Pierwszy strzał mu nie wyszedł, ale za to za drugim razem przestrzelił sznurek. Teraz przyszła kolej na Sam, której udało się trafić za pierwszym razem, zestrzeliwszy tym samym maskotkę w kształcie pieska wiszącą prawie na końcu.
 - Przynajmniej strzelam lepiej. - powiedziała z uśmiechem i odebrała nagrodę.
 Następnie udali się w stronę białej budki gdzie sprzedawano napoje. Obok niej rozstawiono kilka stolików. Jeden z nich zajeli Harry i Nialler, zaś Sam poszła po kawę. Stanęła w kolejce za wysokim, ciemnowłosym mężczyzną, który kłócił się ze sprzedawcą o to, że źle spisał zamówienie. Blondynka starając się ich nie słuchać rozglądała się dookoła. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to starsza para trzymająca się za ręce. To urocze kiedy ludzie w tym wieku jeszcze tak robią. Na ten widok, na twarzy Sam pojawił się uśmiech. Potem zobaczyła, że Styles i Horan rozmawiają z grupką Chińczyków. Śmiesznie to wyglądało bo chyba nie mogli się dogadać. Obcokrajowcy raczej nie znali za dobrze angielskiego. Najwyraźniej była to jakaś wycieczka. Ale co chcieli od przyjaciół blondynki? Loczek coś mówił starając się przy tym gestykulować rękoma. Tak samo Niall. Samantha zrobiła im zdjęcie po czym spojrzała na niezadowolonego klienta i sprzedawcę, którzy nadal się kłócili. Dziewczyna wywróciła oczami po czym ponownie się rozglądnęła. Tym razem dostrzegła smutną blond dziewczynkę, może  w wieku 6 lat. Stał obok niej chłopak o czarnych włosach. Wyglądał na 9 lat.
 - Zobaczysz, Zoe... znajdzie się. Ile razy już go gubiłaś? Zawsze wracał. - mówił spokojnym tonem brunet kładąc jej rękę na ramieniu.
Po policzku dziewczynki spłynęła łza.
 - Ale już długo go nie ma. A jak ktoś go zabrał? Szukaliśmy wszędzie. - odparła.
 - Tata go znajdzie. Zawsze znajduje twoje maskotki. Będzie dobrze.
Te dzieci przypominały Sam ją samą i Zayn’a. Około 10 lat temu zgubiła swojego misia, do którego była bardzo przywiązana. Razem z bratem przeszukali cały dom, ale go nie znaleźli. Kiedy Malik chciał pójść sprawdzić na plac zabaw gdzie mógłby być, mama odmówiła i powiedziała, że nawet jakby tam go zostawiła to i tak już go tam pewnie nie było, dlatego z nim nie pójdzie. Zayn, jak to Zayn i tak zrobił po swojemu. Wymknął się z domu i udał na plac zabaw. Miał wtedy może z 8 lat. Znalazł tam misia i przyniósł z powrotem do domu. Sam wciąż pamięta jego słowa zanim wyszedł „Znajdę go. Obiecuję.“. Tak też zrobił. Rodzice odchodzili od zmysłów kiedy zniknął, ale jak wrócił nieźle mu się dostało.
 Blondynka podeszła do dziewczynki i chłopca i uśmiechnęła się do nich ciepło.
 - Hej. - zaczęła przyjaźnie kucając obok nich - Zgubiłaś maskotkę? - zapytała.
Mała przytaknęła.
 - Jak miała na imię?
 - Charlie.
 - Ładne imię. A wy ?
 - Ja jestem Gordon, a to moja siostra Alice. - odezwał się chłopak.
 - Jesteście tu sami? - pytała dalej.
 - Nie. Nasz tata tu pracuje. - wyjaśnił.
 - Rozumiem. Słuchaj Alice... To jest Harold. - pokazała jej pluszowego pieska, którego wygrała - Przygarnęłam go dzisiaj, ale chyba nie będę mogła się nim zaopiekować. Mogłabyś zrobić to dla mnie i go wziąć? Na pewno pokochasz go tak samo jak Charlie’go. Więc jak?
Dziewczynka otarła końcem rękawa łzę, która spływała jej po poliku po czym przytaknęła i wzięła maskotkę.
 - A co z Charlie’m? - zapytała patrząc Sam prosto w oczy.
 - Jestem pewna, że ktoś inny się nim zaopiekuje. Tak jak ty Haroldem. Nie martw się o nigo. Na pewno będzie o tobie pamiętał. Ok?
 - Ok. - na twarzy małej pojawił się przelotny uśmiech.
 - Super. - powiedział i wstała - Muszę wracać do moich przyjaciół. Dbaj o niego. - wskazała na pluszaka.
 - Dobrze. Dziękuję.
 - To ja dziękuję. Trzymajcie się. - posłała im ostatni uśmiech i wróciła do budki z napojami.
Na szczęście nie było już mężczyzny, który kłócił się ze sprzedawcą.
 - Poproszę trzy razy latte. - powiedziała po czym spojrzała w miejsce gdzie przed chwilą rozmawiała z Alice i Gordon’em.
Ale ich już nie było. Sam przeniosła wzrok ponownie na bruneta, który ją obsługiwał. Miał on na sobie czerwoną bejsbolówkę i wyglądał na podenerwowanego. Blondynka zapłaciła, wzięła kawę po czym wróciła do chłopaków. Grupki Chińczyków, z którymi próbowali się dogadać jej przyjaciele. Zajęła więc miejsce przy stoliku i podała im napój.
- Poznaliście nowych kolegów? - zapytała z uśmiechem.
 - Z kolegami zazwyczaj można się dogadać. - powiedział Harry biorąc łyk kawy.
 - Co chcieli?
 - No właśnie się nie dowiedzieliśmy. Jedyne co zrozumiałem to... właściwie to nic nie zrozumiałem. - Niall również się napił.
 - Może się zgubili?
 - Możliwe. - zgodził się Styles.
 - A co im powiedzieliście?
 - Że toalety są tam. - Harry wskazał kciukiem za siebie.
 - Mówiliście, że nie wiedzieliście o co im chodzi...
 - Bo nie wiedzieliśmy.
Sam pokręciła głową z niedowierzaniem po czym wzięła dwa łyki kawy.
 - Jesteście nienormalni. - uśmiechnęła się mimowolnie.
 - Wiemy. Ale i tak nas kochasz. - Styles wyszczerzył zęby.
 - Tak, kocham piątkę wariatów. Nic na to nie poradzę - powiedziała po czym spojrzała w górę.
 Błękitne niebo powoli zaczęły zasłaniać ciemne chmury, a wiatr wiał coraz mocniej.
 - Chyba powinniśmy się zbierać. - zaproponowała - Zaraz zacznie padać.
 Każdy wziął swój kubek z kawą i ruszyli w stronę znajdującego się niedaleko parkingu, gdzie Harry zaparkował swoje auto. Szybkim krokiem doszli na miejsce, ale i tak złapał ich deszcz. Stojąc przy czarnym Range Roverze, Styles przeszukiwał kieszenie w poszukiwaniu kluczyków. Niestety nigdzie ich nie było.
- Harry, mógłbyś otworzyć w końcu te drzwi? - zapytała zniecierpliwiona Sam.
 - Emm... Chyba zgubiłem kluczyki.
 - Styles, ja cie chyba zabiję! - powiedziała po czym oparła się o auto.


______________________________________
Na początku chciałam przeprosić, że tak długo nie dodawałam kolejnego rozdziału, a obiecałam zrobić to już dawno. Zjechała się do mnie rodzinka i za bardzo nie miałam jak. Część XV nie jest zbyt długa, ale postaram się nadrobić.
Dziękuję i jeszcze raz przepraszam :)

3 komentarze - następny rozdział :)