poniedziałek, 29 kwietnia 2013

 Rozdział XXVII - "Nie znam gościa, ale jak cię skrzywdzi to go zabiję."

 Kiedy tylko Liam i Dan odeszli Harry postanowił zrobić to samo żeby znaleźć Em.
 - Czy tylko ja nie lubię takich dennych imprez?
Ostatnie co usłyszał to słowa Zayn'a. Przeciskając się między ludźmi rozglądał się dookoła w poszukiwaniu przyjaciółki, której nie mógł nigdzie dostrzec. Przeszukał salę i nic. Przeklnął pod nosem odgarniając swoje loczki do tyłu. Może jej jeszcze nie ma? pomyślał, ale postanowił jeszcze sprawdzić na zewnątrz. Udał się więc w stronę wyjścia, lecz parę metrów przed nimi zatrzymała go blond włosa dziewczyna, która zmaterializowała się przed nim. Ubrana była w czerwoną, obcisłą sukienkę, a jej usta pomalowane były szminką tego samego koloru. Uśmiechnęła się szeroko na widok chłopaka i zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu. Tylko nie to...
 - Hej, Harry. - powiedziała takim tonem, jakiego używasz kiedy z kimś flitujesz.
 - Hej, Lisa. - przywitał się z obojętnością w głosie.
Nie miał teraz czasu na pogawędki.
 - Nie nudzisz się może? Bo ja bardzo... - podeszła do niego bliżej z łobuzerskim uśmiechem.
Loczek powstrzymał chęć wywrócenia oczami. Te laski powoli zaczynają go drażnić.
 - Widziałaś może Emily? - zapytał ignorując jej wcześniejsze pytanie.
Oczywiście blondynka wiedziała o kogo chodzi. Jest tylko jedna Emily, którą mógłby szukać i z którą się przyjaźni.
 - Smirnow? - udawała głupią kiedy uśmieszek zszedł jej z twarzy.
 - Tak. - zaczynał się niecierpliwić.
Dziewczyna rozejrzała dookoła próbując ukryć swoją irytację spowodowaną brakiem zinteresowania jej osobą.
 - Widziałam ją jakieś pięć minut temu. - powiedziała w końcu westchnąwszy.
Harry wiedział, że kryła swoją złość, i że najchętniej zaciągnęłaby go do toalety i powtórzyła ich ostatnią przygodę, ale nie obchodziło go to. Zazwyczaj spławiłby ją łagodnie tak jak zazwyczaj robi z niektórymi dziewczynami, ale teraz nawet nie chciało mu się wysilać. To Zayn był tym, który w prosty i otwarty sposób daje laskom do zrozumienia, żeby zostawiły go w spokoju.
 - Gdzie? - zapytał.
 - Wychodziła. - wskazała kciukiem za siebie na duże, dwuskrzydłowe drzwi prowadzące na korytarz - Z jakimś chłopakiem. - dodała po chwili kiedy Styles chciał ją wyminąć.
Wtedy się zatrzymał i spojrzał na nią ze ściągniętymi brwiami.
 - Jakim chłopakiem?
 - Nie wiem. Nie był ze szkoły. Nie znam gościa. Ale muszę przyznać, że urodą nie grzeszył. - powiedziała znudzonym tonem.
Proszę, Em... tylko się w nic nie pakuj. Bez zastanowienia udał się do wejścia.
 - Nie ma za co. - wymamrotała dziewczyna.
Harry szedł szerokim korytarzem rozglądając się dookoła. Niestety nigdzie nie widział przyjaciółki. Kiedy dotarł do drzwi prowadzących na plac przed szkołą pchnął je i wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się we wszystkie kierunki odgarniając z twarzy loki, które co chwila rozwiewał mu chłodny wiatr. To co zobaczył patrząc w prawo lekko go zaskoczyło. Zayn trzymał Jo za rękę i razem szli wzdłuż budynku, a po chwili zniknęli za rogiem. Mam nadzieję, że on też nie zrobi nic głupiego. Zamierzał zapytać go o to później. Teraz chciał znaleźć Em. Mógł udać się za szkołę na boisko, albo na parking. Wybrał tę drugą opcję. Ruszył w stronę zaparkowanych aut. Dlaczego niepokoił go fakt, że Smirnoff wyszła z jakimś chłopakiem, którego nie znał? Mimo zadziornego charakteru Emily ta zawsze spławiała chłopaków. Może to jakiś znajomy? Teraz zaczął się zastanawiać czy jego przyjaciółka ma jakiś kumpli, o których nie wie. Może z treningów? Nie. Znał chyba wszystkich. Cholera... Zaczął się martwić co raz bardziej. Zwłaszcza, że Em była zła i mogła nie myśleć co robi. Ale przecież nie jest głupia. Prawda? Nie jest jedną z tych naiwnych. 
 Idąc pomiędzy rzędem samochodów starał się wypatrywać Smirnoff, ale parking wydawał się być pusty. Nie licząc oczywiście wielu aut, które go zapełniały. Jego wędrówkę przerwało coś, a raczej ktoś kto wyszedł zza czarnej furgonetki i wpadł prosto na niego. Kiedy zobaczył kto to poczuł wielką ulgę. Emily podniosła głowę żeby zobaczyć na kogo weszła. Jej twarz momentalnie się zmieniła widząc górującego nad nią wzrostem przyjaciela. W jej oczach znów była złość.
 - Tylko nie ty. - wycedziła podirytowana.
Harry zmierzył ją automatycznie wzrokiem od góry do dołu chcą sprawdzić czy wszystko w nią w porządku. Miała na sobie krótką, białą sukienkę oraz jeansową kamizelkę.  Wszystko wyglądało na to, że jest z nią ok i nikt ją nie skrzywdził. Oprócz tego, że na pewno musiało być jej zimno. Może Harry przesadził? Może Lisa po prostu go okłamała i nie było żadnego chłopaka? Tak czy siak bał się o nią.
 - Nic ci nie jest? - zapytał by się upewnić.
Dziewczyna ściągnęła brwi zdziwiona jego pytaniem.
 - Co? Dlaczego miałoby mi coś być?
 - Nic. Nie ważne. Po prostu myślałem...
 - To lepiej nie myśl. - warknęła po czym wyminęła go i chciała odejść, ale uniemożliwiła jej to dłoń Harrego, która złapała ją za nadgarstek i odwróciła w jego stronę.
Automatycznie wyrwała rękę z jego uścisku.
 - Czego chcesz, Styles!? - syknęła.
 - Proszę... porozmawiaj ze mną.
Emily zaśmiała się kpiąco.
 - O czym?
 - Nie chcę żebyś była na mnie zła. - powiedział ze smutkiem w głosie - Między mną a Rebeccą do niczego nie doszło. Nie znoszę jej. Wtedy na sali kiedy powiedziała co powiedziała miałem ochotę ją zabić tak samo jak ty. I dalej mam. Musisz mi uwierzyć.
 - Niby dlaczego miałabym ci uwierzyć?!
 - Bo jestem twoim przyjacielem. - wyjaśnił krótko - Kennedy jest zwykłą suką, która wszędzie miesza. Powinienem był posłuchać cię wcześniej. Jestem idiotą.
 - Wiem.
 - Kretynem...
 - Też wiem.
 - Dupkiem.
 - No wow. - odparła sarkastycznie.
Harry uśmiechnął się słabo.
 - Co mam zrobić żebyś mi uwierzyła, że mam gdzieś Rebeccę i że nie popełnię drugi raz tego samego błędu? Hm? - zrobił krok w jej stronę.
Emily błądziła wzrokiem po samochodach unikając wzroku Loczka.
 - Ej... spójrz na mnie. - poprosił, ale kiedy go nie posłuchała złapał delikatnie za jej podbródek i odwrócił jej głowę tak żeby na niego spojrzała.
Mając już jej uwagę opuścił swoją dłoń.
 - Jestem twoim przyjacielem. Musisz mi zaufać. Nienawidzę jak mnie unikasz i jesteś na mnie zła. To boli. - ostatnie dwa słowa wypowiedział ciszej, zniżając swój ton do szeptu.
Jej twarz powoli łagodniała. Przełknęła głośno ślinę i przygryzła dolną wargę. Jak on to robi? Wystarczyło kilka słów i nie czuł już całej tej złości. Wszystko wyparowało. Może dlatego, że można było usłyszeć jak szczere one były.
 - Jestem beznadziejny. To wszytko przeze mnie... - powiedział kiedy nie odzywała się dłuższą chwilę po czym przejechał dłonią po twarzy, a potem po włosach cofając się o krok.
Emily widziała w jego oczach smutek. Myślał, że już mu nie wybaczy cokolwiek zrobił. Jesteś idiotką, Smirnoff. Nie mogła dłużej patrzeć jak przyjaciel przez nią cierpi. Podeszła do niego i przytuliła mocno co zaskoczyło Harrego. Dopiero po chwili zacisnął ramiona wokół niej jakby właśnie zorientował się co się dzieje.
 - Przepraszam. - szepnął jej we włosy tuż nad uchem.
Do Em dopiero dotarło, że powinna mu zaufać, a nie wszytko wyolbrzymiać.
 - Rebecca miała rację. - powiedziała po chwili trzymając głowę na jego ramieniu.
Styles ściągnął brwi nie wiedząc o co jej chodzi, ale kiedy chciał zapytać zdążyła się odezwać.
 - Toby zginął przeze mnie. Rodzice mnie nie chcą bo to była moja wina.
Loczek przytulił ją mocniej.
 - Przestań. Dobrze wiesz, że to nieprawda. - głaskał delikatnie jej plecy by ją uspokoić.
 - Właśnie, że prawda. - odparła.
Wtedy Harry odsunął się lekko od niej tak żeby na nią spojrzeć. Po jej policzku poleciała łza, którą chłopak wytarł kciukiem.
 - Nie mów tak. - nakazał - Nie możesz się o to obwiniać, Em... proszę. Obiecaj mi, że nigdy więcej tak nie pomyślisz.
Kiedy odwróciła wzrok Loczek znów załapał ją za podbródek i odwrócił głowę tak by na niego popatrzyła. Przełknęła ślinę i pozwoliła kolejnym łzom wypłynąć z jej oczu.
 - Obiecaj. - powtórzył.
Emily wzięła głęboki oddech by się uspokoić po czym przytaknęła niepewnie. Wtedy Harry uśmiechnął się do niej po czym pocałował w czubek głowy i przytulił ponownie.
 - Przepraszam. - wyszeptała - Byłam dla ciebie suką.
 - Ciii. - pogłaskał ją po głowie - Co ty w ogóle robiłaś na parkingu? - zapytał po długiej chwili.
Smirnoff odsunęła się niechętnie od przyjaciela. Momentalnie zalała ją fala zimna kiedy nie miała w okół siebie jego ramion, które emitowały przyjemnym ciepłem. Harry zobaczył, że objęła się rękoma w pasie wycierając wcześniej mokre policzki. Nawet się nie pytając od razu ściągnął swoją granatową marynarkę i zarzucił jej na ramiona.
 - Dziękuję. - uśmiechnęła się słabo.
 - Więc?
Nie wiedząc dlaczego nadal chciał wiedzieć z jakim chłopakiem wyszła.
 - Spotkałam kolegę. - powiedziała po chwili.
 
Nudy. Nudy. Nudy. Emily była na balu już od 20 minut i nudziła się jak cholera. Siedziała sobie na trybunach po lewej stronie sali. Te po prawej były złożony by na sali było więcej miejsca. Dziewczyna obserwowała jak pomieszczenie powoli się zapełnia. Nie miała do roboty nic ciekawszego niż komentowanie w myślach ich wyglądu i zachowania. Musiała przyznać, że w jej szkole było sporo przystojnych chłopaków, ale kiedy chodziło się tu dłuższy czas jakoś się zbytnio tego nie zauważało. Jej wzrok przykuła para obściskująca się pod ścianą. Widząc to wywróciła oczami sama do siebie. Oni chyba nie mieli problemów z okazywaniem uczuć publicznie. I jeszcze tak... dogłębnie? Koleś zachowywał się jakby miał zedrzeć z niej tę purpurową obcisłą sukienkę. Jak już nie mogli się tak pohamować to przynajmniej mogli udać się w jakieś mniej zatłoczone miejsce jak łazienka. Następnie spojrzała na dyrektorkę, która podlizywała się jednemu ze sponsorów. Znów miała ochotę wywrócić oczami, ale się powstrzymała. Potem przeniosła wzrok na Aarona, który stał na podeście obok 'sceny' i kręcił coś przy swoim sprzęcie wcześniej puściwszy jakąś spokojną muzykę. Chłopak miał na sobie garnitur przez co wyglądał o wiele poważniej. Emily szczerze mogła stwierdzić, że jest przystojny. Jego loczki były bardziej kręcone niż Harrego, ale nie dorównywały tym Styles'a. Smirnoff otrząsnęła się szybko. Dlaczego ona ich porównuje? Znów Harry. Musiała przestać o nim myśleć. Wtedy napotkała wzrok Grayman'a. Chłopak uśmiechnął się szeroko i jej pomachał. Em zrobiła to samo po czym kontynuowała rozglądanie się po sali, ale nie znalazła nic ciekawego. Jej przyjaciele jeszcze nie przyszli, więc nie wiedziała jakie jeszcze zajęcie sobie może znaleźć. Zagadanie do kogoś od razu odrzuciła. Po chwili jej wzrok spoczął na stoliku gdzie czerwonowłosa dziewczyna rozdawała napoje. Smirnoff uśmiechnęła się sama do siebie po czym wstała z krzesełka na trybunach i ruszyła w dół schodami. Przeszła przez tłum ludzi i skierowała się 'baru'.
 - Dałabyś mi coś mocniejszego? - zapytała z błagalnym, a zarazem udawanym wyrazem twarzy - Chłopak mnie wystawił i muszę się odstresować. - skłamała.
 - Dupek z niego. - powiedziała z pocieszającym uśmiechem - Nie przejmuj się. Z chłopakami tak bywa. - dodała mieszając alkohol z jakimś napojem.
 - Niestety. - zgodziła się i po chwili wzięła drinka od dziewczyny - Dziękuję...
 - Shelby. - dokończyła - Nie ma za co Emily.
 - Znasz moje imię? - zapytała zaciekawiona.
 - Każdy zna. Kolegujesz się z piątką najbardziej popularnych chłopaków w szkole. I najprzystojniejszych. Szczęściara. - dodała z szerokim uśmiechem.
Em również się wyszczerzyła.
 - Umówię cię z którymś jak będziesz chciała. - powiedziała - A teraz do zobaczenia.
 - Pa.
Smirnoff już polubiła tę dziewczynę. Teraz nie wiedząc co ze sobą zrobić stanęła przed wielkim plakatem promującym jej szkołę, który wisiał na ścianie sali. Nawet nie było w nim nic ciekawego. Po prostu nie miała nic innego do roboty. Wzięła łyka drinka i wpatrywała się w niego bez celu.
 - Ładna sukienka. - powiedział za nią męski głos.
Wydawał się znajomy. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i spojrzała na chłopaka. Westchnęła z irytację kiedy go poznała. Wysoki, ciemny blondyn z siwymi oczami uśmiechał się szeroko trzymając ręce w kieszeniach spodni.
 - Myślałem, że już się nie spotkamy.
 - A ja miałam taką nadzieję. - przypomniała mu - Co ty tutaj robisz?
Ryan, bo tak miał na imię, rozejrzał się dookoła zanim znów na nią spojrzał.
 - Zaproszono mnie. - wyjaśnił - A ty? Uczysz się tu?
 - Nie. Sprzątam. - powiedziała sarkastycznie.
Chłopak się zaśmiał. Emily przypomniało się jak denerwował ją kiedy pierwszy raz go spotkała, czyli kiedy wpadli na siebie na chodniku.
 - Widzę, że się nudzisz. - zmienił temat ignorując wrogość dziewczyny.
Smirnoff parsknęła.
 - Niby skąd?
 - Jesteś sama, wpatrujesz się od trzech minut w głupi plakat i w dodatku pijesz alkohol. - powiedział z tym swoim irytującym uśmieszkiem.
Em myślała, że go zaraz uderzy. Jak można być tak irytującą osobą?
 - Nic ci do tego. - syknęła.
 - Złość piękności szkodzi, wiesz? A ty masz bardzo dużo do stracenia. - jego głos był spokojny jak zawsze.
 - Jeśli próbujesz mnie poderwać to od razu mówię, że nic z tego. Zachowaj te głupie teksty dla innej.
Znów się zaśmiał. Czy on testował jej cierpliwość? Bo Emily czuła jakby miała zaraz ją stracić i zedrzeć ten głupi uśmieszek z jego twarzy.
 - Proponuję ci tylko wyrwanie się z tej nudnej imprezy. - odparł.
Dziewczyna ściągnęła brwi.
 - Z tobą? - parsknęła - Zapomnij.
 - Oj, nie bądź taka uparta. Chcę cię zabrać tylko na drinka w jakieś ciekawsze miejsce.
 - Czy wyglądam na zainteresowaną?
 - Co ci szkodzi?
Za chwilę mieli przyjść jej przyjaciele, więc nie chciała nigdzie iść, a zwłaszcza z nim. Przyjaciele znaczy też Harry. A spotkania z nim chciała uniknąć. Czuła się jak dziecko ze swoim zachowaniem. Westchnęła rozglądając się dookoła i myśląc co zrobić.
 - Ok. - zgodziła się w końcu i ruszyła w stronę wyjścia.
Ryan od razu uśmiechnął się szerzej i ruszył za nią.
 - Patrzysz się na mój tyłek. - powiedziała kiedy szli na parking.
 - Wcale nie. - odparł z bananem na twarzy.
 - I jeszcze się tego wypierasz. Nie masz jaj żeby się przyznać? - zapytała kiedy dorównał jej kroku.
 - Ok. Patrzyłem się na twój tyłek.
 - Więc trzymaj swoje oczy z daleka od niego. - ostrzegła.
Chłopak zaśmiał się po raz kolejny. Czy on coś jarał?
 - Dobrze. Przepraszam.
Emily wywróciła oczami. Dalszą drogę w stronę parkingu przeszli w milczeniu. Kiedy doszli Em poznała jego srebrne BMW wśród rzędu samochodów. Wtedy zadzwonił jego telefon. Ryan wyciągnął komórkę z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz.
 - Muszę odebrać. - powiedział po czym odszedł kawałek dalej i zaczął z kimś rozmawiać.
Dupek. Pierw ją wyciąga z balu, a teraz  idzie sobie gadać przez telefon. Nieważne. Smirnoff oparła się o maskę jego auta i czekała aż skończy swoją konwersację. Dlaczego on w ogóle się na to zgodziła? To chyba przez tego drinka. Zbyt mocnego drinka. Alkohol zaczął powoli działać. W końcu po trzech minutach chłopak schował swojego iPhona do kieszeni i wrócił do Em.
 - Przepraszam. Musiałem.
 - Twoja dziewczyna? - zapytała złośliwie.
 - Nie. - podszedł do niej z uśmiechem na twarzy.
 - Chłopak?
Znów się zaśmiał.
 - Wolę kobiety. - powiedział.
 - Nieważne. - Smirnoff wzruszyła ramionami i uciekła gdzieś wzrokiem.
Ryan zagryzł dolną wargę wiodąc wzrokiem wzdłuż jej zgrabnych nóg, do góry aż zatrzymał się na jej ustach. Kiedy Emily poczuła jago wzrok na sobie spojrzała na niego. Wiedziała do czego zmierzał. Widziała to w jego oczach, ale kiedy podszedł do niej tak, że ich ciała prawie się dotykały nie odepchnęła go. Pieprzony alkohol. Zaklęła w myślach. Jeżeli ludzie są odważni po alkoholu to nie da się określić co się dzieje z Em. Jej odwaga wzrasta sto razy, ale co za tym idzie głupota również. Chłopak, który stał przed nią położył jej ręce na biodra i kiedy zauważył, że nie protestuje przywarł nimi do jej, przyciskając ją tym samym mocniej do maski auta, o którą się podpierała. Następnie nachylił się nad jej szyją po czym zaczął składać na niej pocałunki i przygryzać lekko skórę. Jedną ręką powędrował na jej kark, a jego usta po chwili zaczęły zbliżać się do ust Smirnoff. Wtedy oderwał się na chwilę by na nią jeszcze raz spojrzeć wiodąc przy tym językiem po swojej dolnej wardze. Dziewczyna nic nie robiła. Po prostu tam stała i czekała na jego ruch nie odzywając się ani słowem. Wtedy złapał ją za uda i posadziła na masce tak, że stał między jej nogami. Teraz ich twarze były na równej wysokości. Chwilę później chłopak wpił swoje usta w jej. Em pogłębiła pocałunek, a ich języki zaczęły walczyć między sobą. Wiedziała, że nie powinna tego robić. I czym teraz różnisz się od tej rudej suki? odezwał się głos w głowie. Momentalnie odepchnęła od siebie Ryan'a łapiąc oddech.
 - Nie. - powiedziała nie patrzą na niego.
Ten zaskoczony wpatrywał się w nią, a na jego twarzy po raz pierwszy nie było uśmiechu. Dziewczyna zsunęła się z samochodu po czym poprawiła sukienkę, wyminęła go i ruszyła wzdłuż parkingu zostawiając chłopaka samego. Poczuła się źle przez to co przed chwilą zrobiła. Zatrzymała się przy czarnej furgonetce i oparła się o nią by następnie wziąć kilka głębokich wdechów. Kiedy trochę ochłonęła wyszła zza auta i wpadła na coś, a raczej kogoś dużego.
 
 - Jakiego kolegę? - zapytał Harry ze ściągniętymi brwiami.
 - Nie znasz. - powiedziała szybko nie mając zamiaru mówić mu o tym co przed chwilą zrobiła.
Nie chciała żeby jej najlepszy przyjaciel pomyślał, że jest jakąś dziwką.
 - Ze szkoły? - dopytywał się.
Emily pokręciła przecząco głową.
 - Muszę się ogarnąć. Nie mogę wrócić tam w takim stanie. - zmieniła temat - W jeden dzień płakałam więcej niż wciągu pięciu lat. - uśmiechnęła się słabo.
 - A pamiętasz film, który oglądaliśmy kiedyś u Tomlinson'a? - wyszczerzył się ukazując swoje słodkie dołeczki.
 - Oj, zamknij się. - uderzyła go w tors po czym zaśmiała się krótko - Wszyscy wtedy płakali. Nawet Malik.
Cieszył się, że smutek zniknął z jej twarzy.
 - Tak czy siak moja przyjaciółka jest za ładna żeby płakać. - powiedział posyłając jej uśmiech.
 - I potrzebuje doprowadzić się do porządku. - dodała - Więc daj mi kluczyki od swojego auta bo muszę z niego skorzystać. - wyciągnęła dłoń w jego kierunku.
 - Skąd wiesz, że przyjechałem samochodem?
 - Widziałam go. Wszędzie rozpoznam tego kota, który wisi na lusterku.
 - No tak. - uśmiechnął się po czym zamiast dać jej kluczyki załapał ją za rękę, którą wyciągała w jego stronę i pociągnął ją w stronę swojego Range Rover'a.
Kiedy do niego doszli Smirnoff otworzyła drzwi od strony pasażera i wślizgnęła się do środka. Następnie zapaliła światło na suficie i otworzyła klapkę, która służy do chronienia oczów przed słońcem w czasie jazdy i w którym znajdowało się lusterko. Emily wygrzebała ze swojej małej torebki chusteczki i zaczęła wycierać rozmazany makijaż. Harry zaś stał na zewnątrz, przy otwartych drzwiach i opierał się o nie z rękoma w kieszeniach obserwując jak przyjaciółka wyciąga maskarę, a następnie pociąga jej końcem wzdłuż swoich, i tak już długich, rzęs.
 - Wiesz, że nie musisz się malować, prawda? - zapytał Loczek po dłuższej chwili.
 - Dziękuję Hazz, ale zobacz na moje oczy. - odwróciła się w jego stronę - Nie chcę żeby było widać, że płakałam. - powiedziała i wróciła spojrzeniem do lusterka kontynuując poprawianie makijażu.
Chłopak westchnął nadal nie rozumiejąc dlaczego jego przyjaciółka wstydzi się swoich łez. Wtedy dostrzegł zaczerwienione miejsce na jej szyi wystające spod jej kamizelki.
 - Twój kolega chyba za bardzo się przyssał. - stwierdził bez żadnych emocji.
Emily spojrzała na niego ze ściągniętymi brwiami nie za bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.
 - Co? - zapytała.
Wtedy podszedł bliżej, zsunął jeansowy materiał z jej ramienia po czym przejechał delikatnie kciukiem po miejscu, o którym przed chwilą mówił. Dziewczynę przeszedł przyjemy dreszcz kiedy dotknął ją swoją rozgrzaną dłonią. Spojrzała ponownie do lusterka i zobaczyła, że w miejscu między szyją a ramieniem miała malinkę. Cholera. Zabiję go. Nasunęła z powrotem kamizelkę i spojrzała na sekundę na przyjaciela, żeby zaraz znów uciec gdzieś wzrokiem. Najgorsze było, to że z jego twarzy nie dało się nic wyczytać, a ona sama nie wiedziała co powiedzieć.
 - Um...
 - Spokojnie. Nie musisz się tłumaczyć. Ja nie zwierzam ci się z każdej dziewczyny, którą całowałem. - wycedził nadal bez żadnych emocji.
Zabolało. Ale dlaczego? Emily kończąc makijaż zamknęła klapkę z lusterkiem i schowała kosmetyki z powrotem do torebki po czym w końcu spojrzała na Harrego, który ciągle się w nią wpatrywał.
 - Nie znam gościa, ale jak cię skrzywdzi to go zabiję. - przerwał ciszę kiedy patrzyli na siebie przez jakiś czas próbując wyczytać coś ze swoich twarzy.
Smirnoff uśmiechnęła się słabo po czym wyskoczyła z auta stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.
 - Dziękuję, ale nie będziesz musiał. Już go i tak pewnie nie zobaczę. Mam taką nadzieję. - te trzy ostatnie słowa dodała trochę ciszej.
Harry ściągnął brwi.
 - Zrobił ci coś? - zapytał zaciskając dłoń na ramie drzwi od auta.
Teraz widać było złość w jego zielonych tęczówkach. Sama myśl, że ją dotykał, że mógł jej coś zrobić doprowadzała do szaleństwa.
 - Nie. Spokojnie. Nic mi nie zrobił. - powiedziała szybko - Jest ok. - posłała mu pocieszający uśmiech.
Jego mięśnie momentalnie się rozluźniły.
 - To dobrze bo...
 - Harry. - przerwała mu - Tylko się całowaliśmy. Przerwałam zanim doszło do czegoś więcej.
Sama nie wiedziała dlaczego mu to powiedziała. Dlaczego oni w ogóle o tym rozmawiają?
 - Z resztą nie ważne. Chodźmy do środka. - zamknęła drzwi, wyminęła go i ruszyła w stronę szkoły.
Loczek przejechał dłonią po włosach odgarniając je tym samym do tyłu, wziął kilka głębokich oddechów po czym zamknął samochód i udał się za Emily. Dziewczyna miała tylko nadzieję, że nie spotka Ryan'a.
 
***
 
 Wpadające przez okno promienie słońca irytowały wpół śpiącego Zayn'a, więc zakrył głowę poduszką i wymamrotał coś do siebie. Wiedział, że już nie zaśnie, ale nie miał najmniejszej ochoty wstawać z ciepłego łóżka. W końcu była sobota. Chłopak wysilił się by wyjrzeć zza białego materiału i spojrzeć na zegarek, który stał na biurku. Była 11:31. Zdziwiło go, że wstał tak wcześnie zważywszy na ten dzień tygodnia. Przejechał leniwie ręką obok miejsca, w którym leżał w poszukiwaniu swojego telefonu. Kiedy natknął się na urządzenie wygrzebał je spod kołdry i spojrzał na wyświetlacz odblokowując go wcześniej. 6 połączenia nieodebrane i 5 nowych wiadomości. Serio? Nie możecie beze mnie wytrzymać czy co? Sprawdził kto tak bardzo chciał się z nim skontaktować i okazało się, że były to 3 różne osoby. Jedno połączenie nieodebrane od  'Sara', jedno od 'Zoe' i trzy od 'Tommo'. Dwóch pierwszych nawet nie kojarzył, a co do Lou to nawet się zdziwił, że nie było tego więcej. Tomlinson miał w zwyczaju dzwonienie do kogoś (a zwłaszcza do swoich najlepszych kumpli) tyle razy aż w końcu ktoś odbierze. Upierdliwość. Następnie wybrał ikonkę w kształcie koperty. Jedna wiadomość od 'Shawty', tę akurat kojarzył. Pracowała w jednym z klubów, do których Zayn i reszta często się wybierali. Następna od 'Sara', jeszcze jedna od 'Zoe'. Cholera... chyba muszę dawać tym lakom osobny numer. Przedostatnia była od Louis'a "Oddzwoń kretynie jak zachce ci się ruszyć tę szanowną dupę." Normalka. Malik uśmiechnął się sam do siebie po czym otworzył ostatnią wiadomość "Rozmawiałam z Matt'em i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Dziękuję :) xx". Nawet nie musiał patrzyć od kogo ją dostał. Z jednej strony cieszył się, że jakoś pomógł Jo, ale z drugiej tego nie chciał. Egoistyczny dupek. Rzucił telefon gdzieś na bok i rozciągnął się ziewając. Nie miał ochoty wstawać, ale wiedział, że jak zostanie to wciągnie się w jakieś głębokie rozmyślania, a z jakiegoś powodu chciał tego uniknąć. Wstał więc i udał się do łazienki gdzie wziął zimny prysznic i umył zęby. Nie wysilił się nawet żeby ogolić swój dwudniowy zarost czy żeby zrobić coś ze swoimi wilgotnymi włosami, które były w nieładzie i sterczały w każdym możliwym kierunku. Odgarnął je tylko ręką do tyłu co i tak zbytnio nic nie dało. Wszystko to sprawiało, że wyglądał jak seksowny pijak. Następnie w samych bokserkach udał się do garderoby i wyciągną koszulkę w swoim ulubionym kolorze, czyli białym. Do tego założył kremowe spodnie z czarnym paskiem. Chwilę później zabrał ze sobą telefon, który leżał na łóżku i udał się na dół po drodze wybierając numer Lou.
 - W końcu. - wymamrotał Tommo po drugiej stronie - Już miałem do ciebie przyjść i powiedzieć żebyś odebrał.
 - Nie sądzisz, że byłoby to trochę pozbawione sensu? - zapytał Malik z szerokim uśmiechem.
 - Może. Nie ważne... Chciałem ci przypomnieć, że jedziemy dzisiaj do ciebie nad jezioro.
 - I po to się do mnie dobijałeś? Przecież pamiętam. - odparł.
 - No nie wiem.
Zayn wywrócił oczami sam do siebie.
 - Gdzie jesteś? - zapytał Malik.
 - Właśnie wychodzę od Horan'a. Pojechał z mamą i Sam na kontrol do szpitala czy coś takiego. 
 - No tak. Co się stało, że tak wcześnie wstałeś, hm? - zmienił temat będąc już w kuchni.
 - Musiałem odwieźć Eleanor do domu. - wyjaśnił.
 - Pewnie jesteś zmęczony skoro spała u ciebie. - powiedział uśmiechając się łobuzersko i wyciągając zimny napój z lodówki.
 - Szczerze to czuję jakbym miał zaraz zasnąć.
Malik się zaśmiał.
 - Nie wnikam. - wziął łyk soku - Wpadnij do mnie po drodze. - dodał po chwili.
 - Ok.
Obydwoje się rozłączyli. Zayn ostawił pustą butelkę i sięgnął po jedną z kanapek, które były na talerzu. Dopiero po chwili zobaczył małą kartkę, która leżała na blacie obok. "Pojechałam z Niall'em do szpitala. Zrobiłam ci też śniadanie, więc smacznego. Kocham Cię xx". Oczywiście zostawiła ją Sam. Uśmiechnął się na myśl jaką ma kochaną i super siostrę po czym usiadł na wysokim krześle przy wysepce kuchennej i wziął się za jedzenie. Chwilę później słychać było otwierające, a potem zamykające się drzwi.
 - Siemasz. - powiedział Louis -  Co masz? - usiadł obok przyjaciela i zabrał mu jedną kanapkę zanim ten zdążył zaprotestować - Mmm. - wymamrotał z pełną buziom - Nie wiedziałem, że umiesz robić takie dobre.
 - Zamknij się. Sammy je robiła. - odparł.
 - I wszystko jasne. A, no właśnie... - wyskoczył nagle jakby mu się coś przypomniało - Spotkałem Dan i powiedziała, że spotykamy się u Styles'a o 13:00, a potem jedziemy nad jezioro.
 - Ok. A co z Horan'em? - zapytał.
 - Szkoda mi go zostawiać, ale mama go nigdzie nie puści. Sam pewnie też nie. Z resztą to dobrze... wariat przynajmniej sobie nic nie zrobi siedząc w domu i wciągając wszystko co ma pod ręką.
 - Masz rację.
Wtedy z holu dobiegł dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych drzwi. Chłopaki od razu odwrócili się w tamtą stronę.
 - Kawa. - powiedziała Emily kierując się w ich stronę trzymając w ręce kartonową podstawkę, w którą wsadzone były trzy styropianowe kubki.
 - Hej. - przywitali się równocześnie i od razu sięgnęli po gorący napój.
 - Gdzie Sam? - zapytała odstawiając trzymaną przez siebie rzecz na blat - To było dla niej. - kiwnęła na kawę, którą pił właśnie Louis.
 - Pojechała z Niall'em do szpitala, więc się nie zmarnuje. - Tomlinson posłał jej uśmiech biorąc kolejny łyk.
 - Do szpitala? Coś się stało? - zapytała, a w jej głosie można było wyczuć niepokój.
 - Nie, nic. Tylko kontrol.  - wyjaśnił.
Przytaknęła ze zrozumieniem po czym nachyliła się nad blatem i oparła łokciami o jego kant po czym wzięła przykład z chłopaków i zaczęła pić swoją kawę. Zayn spojrzał porozumiewawczo na Lou.
 - Ekhm... - Malik odchrząknął charakterystycznie.
Em przeniosła na niego wzrok.
 - Hm? - ściągnęła brwi.
 - A ty jak się trzymasz? - zapytał brunet.
 - To znaczy?
 - Nie widziałem cię wczoraj na balu. Przez większość 'imprezy' - w to słowo włożył trochę sarkazmu - Styles'a też nie. Wyparował jak tylko przyszliśmy. Zakładam, że szukał ciebie. Tylko nie wiem czy znalazł...
Dziewczyna skakała wzrokiem z jednego przyjaciela na drugiego myśląc nad odpowiedzią. Dobra, raz się żyje. W końcu to moi przyjaciele.
 - Spotkałam 'kolegę', zaproponował, że zabierze mnie gdzieś na drinka w ciekawsze miejsce, potem poszliśmy na parking i... zaczęliśmy się całować i...
Emily chyba wybrała nieodpowiedni moment na wytłumaczenie bo chłopaki w tym samym czasie pili, a kiedy ją usłyszeli mało się nie zachłysnęli kawą po czym zaczęli kaszleć.
 - Co?! - zapytał Lou nie do końca wierząc w jej słowa - Ty i jakiś chłopak? - odchrząknął próbując doprowadzić swój głos do normalnego stanu.
 - A co? Dziewczyna? - parsknęła starając się brzmieć jakby to o czym mówiła było czymś normalnym.
 - A od kiedy... - zaczął zmieszany Malik, ale nie skończył, ponieważ Smirnoff mu przerwała
 - Nie ważne. Tak, pogodziłam się ze Styles'em jeśli o to chcieliście spytać. - zmieniła temat - Wiec jest ok. Czuję się świetnie. - sama do końca nie była pewna czy to ostatnie było prawdą - Coś jeszcze? - wzięła kolejny łyk gorącego napoju czekając na jakieś pytania.
 - Chyba nie... - Zayn zaczął szukać słów by w jakiś sposób jej nie urazić, ale dziewczyna znów mu przerwała wiedząc do czego zmierza.
 - Nie. Nie uprawialiśmy seksu jeśli to cię interesuje. Nie jestem głupia. - odparła.
Może nie byłoby tyle zdziwienia gdyby nie fakt, że Emily uważała, że każdy facet to dupek i żadnemu nie pozwalała się dotknąć po tym jak zdradził ją jej chłopak. Wszystkich po prostu spławiała. Oczywiście jej przyjaciele byli wyjątkami i kiedy usłyszeli, że nie zrobiła nic głupiego odetchnęli z ulgą. Pewnie wydaje się dziwne, że Smirnoff uważa płeć przeciwną za frajerów bez serc, a sama koleguje się z dwójką takich, którzy (nieumyślnie) rozkochują w sobie dziewczyny, ale oni nie startują do Em, więc jest ok.
 - A potem? - odezwał się Louis.
 - Spotkałam Harrego, pogadaliśmy, potem poszliśmy do szkoły, ale w ostatniej chwili się namyśliłam i poprosiłam go żeby zawiózł mnie do domu. - wyjaśniła.
Pominęła to, że zobaczywszy Rebeccę odechciało się jej balu. Zrobiła to dla własnego dobra nie chcąc wpakować się w jakieś kłopoty rzucając się na rudowłosą dziewczynę ją i dusząc. Pominęła również, że przez całą drogę milczeli z Loczkiem i unikali jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. No i oczywiście nie chciała spotkać Ryan'a.
 - Tak więc... już wiecie. - powiedziała wzruszając ramionami.
Chłopaki nie chcąc drążyć tematu zmienili go.
 - O 13:00 masz być gotowa. - odezwał się Zayn.
 - Na co? - spojrzała na niego ze ściągniętymi brwiami.
 - Jedziemy na jezioro.
Emily nie była poinformowana bo nie miała za bardzo przez kogo.
 - Ok. - zgodziła się od razu.
Ale tak na prawdę, mimo że pogodziła się z Harry'm to i tak bała się z nim spotkać i spędzić weekend w jego towarzystwie. Coś dalej było nie tak między tą dwójką.
 - Gdzie się spotykamy? - zapytała.
 - U Styles'a.
Super. Czujecie ten sarkazm? Wtedy znów słychać było otwierające się, a następnie zamykające drzwi. Wszyscy odruchowo spojrzeli w stronę wejścia.
 - Hej. - powiedział Liam z uśmiechem wchodząc do kuchni.
 - Siemasz, Liaś. - Zayn się wyszczerzył.
 - Co tam? - zapytał Lou.
Wtedy Payne usiadł obok nich i wziął głęboki oddech, a wyraz jego twarzy stał się nagle poważny.
 - Stary, co jest? - Malik zaczął się niepokoić widząc jego minę.
 - Mam przesrane. - oznajmił wypuszczając głośno powietrze z płuc.
 
 
_______________________________________
Wyszedł nawet długi w porównaniu z tymi pierwszymi :)
Czy ciekawy to sami oceńcie i dajcie mi znać <3
Mówiłam już jak wasze komentarze sprawiają, że mam banana na twarzy? Na prawdę wam za nie dziękuję :) bardzo mnie motywują. Kocham was normalnie <3
Chcę też znów przeprosić za to w jakim odstępie czasu dodaje rozdziały... staram się co tydzień.
Nie wiem jak inni piszą swoje opowiadania, ale ja mam zaplanowane tylko kilka scen, a resztę piszę na spontana :) Tak, więc sorrki jeśli mi nie wyjdzie :/
W następnym będzie więcej Jo & Zayn'a i Sam & Niall'a :)
Min. 6 komentarzy = XXVIII rozdział.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział XXVI - "Lepiej się przygotuj bo ze mną nie będziesz już tą samą dziewczyną."

 Wyjechawszy z garażu, Zayn postawił auto na podjeździe. Harry zaś siedział sobie na stopniach prowadzących do wejścia. Malik wysiadł z samochodu i ruszył w kierunku przyjaciela po czym wyciągając papierosy z kieszeni garnituru, usiadł obok niego. Obydwoje nie przejmowali się zbytnio, że pobrudzą swój kostium. Mulat odpalił jedną fajkę i zaciągnął się dymem, następnie wypuszczając go przed siebie. Siedzieli tak przez jakieś trzy minuty, aż w końcu Styles przerwał ciszę.
 - Wiem jak to wyglądało. - wziął głęboki oddech szykując się do wyjaśnień - Nie jestem przecież taki głupi, żeby dać się tej suce owinąć wokół palca...
Zayn pierwszy raz usłyszał od Harrego, żeby użył słowa "suka" jako słowo określające Rebeccę. Ale jakoś go to specjalnie nie zdziwiło.
 - Już raz dałeś. - przerwał mu.
Loczek spojrzał na przyjaciela pierwszy raz od dłuższego czasu.
 - Cóż... uczymy się na błędach. - odparł ponownie przenosząc wzrok gdzieś przed siebie.
 - Em tylko chciała żebyś znowu go nie popełnił. Martwi się. - powiedział Malik tym razem łagodniejszym tonem.
 - Wiem. Muszę z nią pogadać. Kennedy dzisiaj przesadziła i teraz to ja mam ochotę ją zabić. Nie wiem jak ona mogła wspomnieć o Toby'm. Skąd ona w ogóle o nim wie?
 - Nie mam pojęcia. - Zayn wzruszył ramionami - Ale zrobiliśmy wszystko żeby tylko Smirnoff przestała się obwiniać za jego śmierć i nam się udało. A teraz ta ruda laska wyskakuje z czymś takim. Jebana idiotka.
 - Nie wiem jak mogłem być taki głupi i ślepy. Porozmawiam z Rebeccą. Musi się w końcu od nas odpieprzyć. - Styles odgarnął swoje loczki do tyłu.
 - Ostatni razem jak szedłeś z nią porozmawiać to niezbyt dobrze się to skończyło.
 - Tym razem będzie odwrotnie. - odparł.
Wtedy usłyszeli za sobą dźwięk otwierających się drzwi. Odwrócili się w tym samym momencie żeby sprawdzić kto to. Liam i Louis wyszli na zewnątrz po czym usiedli obok chłopaków.
 - Dlaczego zawsze szykowanie się zajmuje dziewczynom pięć razy dłużej niż chłopakom? - zapytał Payne.
 - Dobre pytanie. - Malik zgasił wypalonego papierosa i wyrzucił go gdzieś przed siebie.
Dobrze, że mają tu kogoś kto sprząta podjazd.
 - Długo im to jeszcze zejdzie? - Harry spojrzał na Lou.
Ten wzruszył ramionami.
 - Zazwyczaj to przez nas się spóźniamy. - powiedział Tommo z uśmiechem.
 - Nie dziś. - odparł Zayn patrząc na zegarek na swojej ręce.
Mieli jeszcze 10 minut.
 - Jedziemy jutro domku nad jeziorem. - powiedział Malik co bardziej zabrzmiało jak stwierdzenie niż pytanie.
 - Ok. A co z Horan'em? - zapytał Liam.
 - Pewnie nie pozwolą nam go wziąć, więc zostanie. I założę się, że Sam razem z nim.
Nagle drzwi znów się otworzyły i z domu wybiegły dziewczyny.
 - Dlaczego wy jeszcze siedzicie?! - Dan się zdziwiła - Ruszcie tyłki bo nie zdążymy!
 - Pragnę zauważyć iż to my na was czekamy. - odparł Louis kiedy kierowali się do samochodów.
Wzrok Zayn'a od razu powędrował ku szczupłej dziewczynie o długich nogach i zielonych oczach.
Jo miała na sobie kremową koronkową sukienkę bez ramiączek, która sięgała jej do połowy uda. Do niej założyła wysokie białe szpilki na platformie, które zdaniem Malik'a są w stanie zabić. Jak one w tym chodzą? zapytał sam siebie. Tak czy siak wyglądała w nich jeszcze bardziej seksownie. Patrzył tak na nią, aż ktoś szturchnął go łokciem. Otrząsnął się szybko i spojrzał kto to.
 - Będziesz tak stał i się w nią wpatrywał czy może szanownie zawieziesz nas do szkoły na bal, na który i tak pewnie się spóźnimy? - zapytał po cichu Lou z uśmiechem.
Wszyscy właśnie wsiadali do aut. Do auta Styles'a, który już dawno stał na podjeździe, wsiadła Dan i Liam oraz Harry. Zayn ruszył do swojego czerwonego Mustanga, do którego wsiadała już reszta.
 Jego siostra ubrała zaś czarną sukienkę z koronkowymi rękawami i dekoltem, która tak jak Jo, sięgała do połowy uda. Oraz takie same buty tylko, że pod kolor swojego stroju. Przez ramię przewiesiła sobie torbę z aparatem, która niezbyt pasowała do reszty.
 - Ślicznie wyglądasz, siostrzyczko. - Malik szepnął do niej z uśmiechem zamykając za nią drzwi, następnie obszedł samochód by móc wsiąść na miejsce kierowcy.
Kiedy wszyscy byli już w środku ruszyli za autem Styles'a.
 Parking przed szkołą był cały zapełniony, więc Harry z Zayn'em jeździli w kółko szukając sobie miejsca przez co byli jeszcze bardziej spóźnieni.
 - Ruszcie się. - nakazała Sam kiedy już zaparkowali i wyszli z samochodów - Powinnam być tu już pół godziny temu i robić zdjęcia.
 - Spokojnie, mała. Wyluzuj. - powiedział z uśmiechem jej brat kiedy kierowali się w stronę dużej sali. - Spóźniliśmy się tylko 5 minut.
 - Muszę iść po kwiaty dla pana Monroe. Znajdę cię później. - powiedziała Eleanor do Lou będąc już szkole po czym pocałowała go delikatnie w usta i zniknęła w tłumie ludzi.
Blondynka również zniknęła.
 - Ja poszukam Matt'a. Powinien gdzieś tu być. - oznajmiła Jo.
 - Zobacz pod sceną. - poradziła Dan.
Sanders uśmiechnęła się do niej i odeszła. Harry zaś rozglądał się nerwowo dookoła w poszukiwaniu swojej przyjaciółki, która wydawała się go nienawidzić. Niestety nigdzie jej nie widział.
 - Chodź. Muszę znaleźć tatę. - powiedziała Danielle i pociągnęła Liam'a przez stoliki ustawione na sali.
Zostali tylko Louis, Styles i Zayn.
 - Czy tylko ja nie lubię takich dennych imprez? - zapytał Malik z rękoma w kieszeniach swoich spodni.
Najwyraźniej zdążył już się znudzić.
 - Nie tylko ty. - wymamrotał Tomlinson - Może lepiej znajdźmy jakieś procenty? - spojrzał na Mulata, który przytaknął - Styles, tobie też by się... - nie dokończył kiedy zorientował się, że Harry gdzieś zniknął - A tego gdzie wywiało?
Obydwoje rozejrzeli się dookoła, ale nigdzie go nie widzieli. Chociaż znali powód.
 - Dobra, chodź.
 - Dziewczyny nie będą zadowolone.
Ruszyli w stronę stolików robiących za bar, za którymi stała dziewczyna z falowanymi czerwonymi włosami opadającymi jej po obu stronach ramion, a ubrana była w strój kelnerki. Po lewej stronie "baru" znajdowały się drinki dla gości spoza szkoły i nauczycieli, a po lewej napoje dla uczniów. Niezbyt mądre.
 - Hej, piękna. - zaczął Zayn uśmiechając się do niej łobuzersko.
 - Hej. - odwzajemniła uśmiech mierząc chłopaka od góry do dołu - Co podać? - próbowała się skupić na swoim zadaniu, ale kiedy patrzyła na Malik'a prawie się jąkała.
Brunet dobrze zdawał sobie sprawę jak działa na dziewczyny. Nachylił się więc i zbliżył usta do jej ucha. Louis'a, który stał z boku i wszytko obserwował, jak zawsze bawiły takie sytuacje. Niektóre z tych lasek chyba zrobiłyby wszystko dla jego przyjaciela, nawet jeśli go nie znały. Dziwne, nie? Przez głośną muzykę Tomlinson nie słyszał co Zayn do niej mówi, ale sądząc po tym jak prawie zesztywniała i się zarumieniła, można było wywnioskować, że to najprawdopodobniej coś sprośnego. Cały Malik. Dziewczyna uśmiechnęła się i przytaknęła. W tym samym momencie brunet odsunął się od niej.
 - Ja ci na imię? - zapytał nadal na nią patrząc i obserwując jak rozgląda się dookoła czy czasami nikt nie widzi co robi.
 - Shelby. - powiedziała i zaczęła robić im drinki.
 - Ładnie. - uśmiechnął się flirciarsko.
 - Dziękuje. - odparła lekko zawstydzona nadal mając rumieńce na twarzy, następnie podała im gotowe drinki.
 - Dzięki, piękna. - Zayn puścił jej oczko i wraz z Louis'em ruszyli w stronę części sali, która była najmniej zatłoczona.
 - Ty i te twoje sposoby. - zaśmiał się Tommo.
 - Kiedyś robiłeś to samo. - wyszczerzył się Malik.
 - Wtedy nie byłem z Eleanor. - powiedział.
Przedzierając się przez ludzi, obydwoje dostrzegli stolik, przy którym siedzieli Liam i Dan. Od razu skręcili w ich kierunku. Kiedy już do nich dotarli zajęli wolne miejsca. Payne od razu wyczuł, że to co Louis miał w kubku wcale nie było zwykłą oranżadą. Ściągnął brwi i zmarszczył noc po czym odwrócił głowę najwyraźniej zniesmaczony. Chyba nadal odczuwał skutki po ostatniej imprezie.
 - Spokojnie, Payne. Ty nie dostaniesz. - oznajmił Lou klepiąc go po ramieniu.
 - Co to? - zapytała Danielle.
Kiedy Zayn i Tomlinson uśmiechnęli się niewinnie, ta wywróciła oczami.
 - Serio? Bal dopiero się zaczął, a wy już macie alkohol w ręce? - pokiwała głową z niedowierzaniem po czym przeniosła wzrok na scenę.
Ludzie wokoło powoli zajmowali swoje miejsca przy stolikach dookoła sali pozostawiając na środku dużo miejsca gdzie miały odbywać się tańce. Przemowa miała zacząć się lada moment. Malik rozglądnął się w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego obiektu. I znalazł. W ich stronę zmierzała Jo. Po jej twarzy można było wywnioskować, że jest lekko zdenerwowana i zmartwiona.
 - Coś się stało? - zapytał Zayn kiedy do nich podeszła.
 - Nie mogę znaleźć Matt'a. Szukałam wszędzie. - wyjaśniła.
 - Dzwoniłaś do niego? - odezwała się Dan.
 - Tak. Poczta się włącza. Pytałam jego kumpli z drużyny i powiedzieli, że był, ale potem gdzieś poszedł.
 - Siadaj. Pewnie zaraz przyjdzie. - Liam próbował ją jakoś pocieszyć.
Malik odsunął jej krzesło obok siebie, a ta po chwili wahania zajęła miejsce. Po chwili zauważył też, że dziewczyna nerwowo stuka palcami o swoje kolano. Dlaczego ona się tak denerwuje? Przecież Parker na pewno się gdzieś tu kręci.
 - Hej... - położył swoją dłoń na jej żeby ją uspokoić - Co jest? - zapytał tak żeby tylko ona słyszała.
Reszta i tak zdążyła pogrążyć się w innym temacie. Joan spojrzała na ich ręce po czym przeniosła wzrok na chłopaka i uśmiechnęła się niepewnie. Zayn przeczuwał, że chodzi o coś jeszcze.
 - Nic. Po prostu... Nie ważne. - pokręciła głową.
Malik westchnął zrezygnowany. Tak czy siak zamierzał się dowiedzieć o co chodzi później. Rozejrzał się jeszcze raz dookoła nadal trzymając dłoń Sanders. Dopiero teraz dostrzegł swoją siostrę robiącą zdjęcia i Eleanor rozmawiającą o czymś z dyrektorką, ale nigdzie nie widział Styles'a, Emily i Matt'a. Gdzie ci ludzie wszędzie znikają? Spojrzał z powrotem na Joan, która nerwowo przygryzała wargę. Uznał ten gest za niezwykle seksowny. Dlaczego ja o tym myślę?
 - Chcesz go jeszcze poszukać? - zapytał po chwili wpatrywania się w dziewczynę.
 - Nie. Jak będzie chciał to sam mnie znajdzie. - powiedziała po czym westchnęła głośno.
 - Chcesz się przewietrzyć? Bo szczerze mówiąc nie mam ochoty słuchać tego całego gadania. - kiwnął w stronę sceny gdzie miały zaraz odbyć się przemowy po czym posłał jej przyjazny uśmiech.
Sanders spojrzała na niego z wdzięcznością w oczach.
 - Ja też nie. - odwzajemniła jego uśmiech po czym splotła ich palce i pociągnęła ich w stronę wyjścia.
Odeszli od przyjaciół nawet nie mówiąc gdzie idą. Przecisnęli się między stolikami nadal trzymając się za ręce, jakby bali się, że się zgubią i ruszyli do dużych dwuskrzydłowych drzwi prowadzących na korytarz. Wtedy znikąd pojawiła się wredna nauczycielka od matematyki, która nienawidziła Zayn'a.
 - Wybiera się pan gdzieś, panie Malik? - zapytała niemiłym tonem ze ściągniętymi brwiami.
Oczywiście obecność na balu nie była obowiązkowa i każdy mógł wyjść sobie kiedy chciała. Chłopak czuł się w tej szkole jak dziecko specjalnej troski. Jakby jego dotyczyły inne zasady niż resztę. W sumie gdyby miał się nad tym głębiej zastanowić to była jego wina. Tę imprezę zaś kadra szkoły traktowała całkiem poważnie zważywszy na to, że byli na niej obecni różni sponsorzy, na których trzeba było zrobić dobre wrażenie.
 - Zrobiło mi się słabo. Poprosiłam Zayn'a żeby wyszedł za mną na świeże powietrze. - powiedziała Joan zanim Malik zdążył się odezwać.
Rysy twarzy kobiety nagle złagodniały i teraz wyglądała na zaniepokojoną.
 - Źle się czujesz, skarbie? Mam zadzwonić po rodziców? - zapytała przejęta kładąc jej rękę na ramieniu.
 - Nie. Jestem pewna, że zaraz mi przejdzie. Muszę się tylko przewietrzyć. Zayn mnie przypilnuje. - uśmiechnęła się do niej.
 - Dobrze. Idźcie. - zabrała od niej dłoń po czym spojrzała na chłopaka z powrotem przybierając niezbyt miły wyraz twarzy - Uważaj na nią. - nakazała.
 - Będę. - zapewnił, następnie otworzył drzwi przed Joan i oboje wyszli na korytarz.
 - Nauczyciele chyba cię nie lubią. - powiedziała Sanders z uśmiechem kiedy byli w bezpiecznej odległości.
 - Nie tylko nauczyciele. - odparł.
Nie wiedziała o co mu chodzi, a raczej o kogo, ale nie zamierzała tego drążyć.
 - Dzięki. - odezwał się ponownie po chwili.
 - Nie ma za co.
 - Za to w klasie dzisiaj też.
Uśmiech nie schodził z twarzy Jo.
 - Może pozwolisz odwdzięczyć się swojemu kumplowi? Co powiesz na wegetariańskie naleśniki w poniedziałek? - zapytał.
Dziewczyna się zaśmiała.
 - Ok, ale po tym jak pójdziesz ze mną i z Mike'iem pograć w piłkę.
 - Więc jesteśmy umówieni. - powiedział z uśmiechem otwierając przed nimi drzwi, które prowadziły na zewnątrz budynku.
Kiedy tylko przekroczyli próg, poczuli chłodny wiatr. Jo co chwila musiała odgarniać włosy, które rozwiewał jej po całej twarzy. Zayn uśmiechnął się kiedy zobaczył jak uroczo to wygląda. Dobrze, że on nie ma takiego problemu.
 - Co? - zapytała zdezorientowana Sanders ściągając brwi kiedy zobaczyła jego uśmiech.
 - Nic. - pokręcił głową i ruszył przed siebie ciągnąc ją za sobą.
Najwyraźniej fakt, że trzymali się za ręce od kiedy wyszli z sali, nie przeszkadzał żadnemu z nich. Malik oczywiście nie chciał puszczać jej małej dłoni, która była zimniejsza od jego. Jo zaś lubiła jego ciepło. Jego ręka była wręcz gorąca i przyjemnie ją ogrzewała.
 - Gdzie idziemy?
Nie odpowiedział.
 - Zayn? Chyba nie chcesz mnie zaciągnąć w jakiś ciemny kąt i zabić, prawda? - zapytała niepewnie.
Chłopak się zaśmiał. Jak ona w ogóle może tak myśleć? W sumie nie powinienem jej się dziwić.
 - Spokojnie. Chcę ci tylko coś pokazać. - wyjaśnił zanim wystraszyłaby się i uciekła.
 - Co to? - wzięła od niego kubek i wypiła za jednym razem zanim ten się zorientował.
Kiedy poczuła gorycz alkoholu w gardle skrzywiła się.
 - Skąd to masz? - zapytała wyrzucając styropianowy pojemnik do kosz obok którego przechodzili - Albo lepiej nie mów. - powiedziała zanim ten zdążył się odezwać - Nie chcę wiedzieć.
Obeszli budynek by znaleźć się po lewej stronie budynku szkoły czyli tam gdzie kończyło się zachodnie skrzydło. Mała alejka, która tamtędy wiodła była pusta. Żadnej żywej duszy. Wszyscy zapewne byli w środku. To dobrze. pomyślał Zayn. Na niebie nie było już śladu po czarnych chmurach, a słońce powoli zachodziło. Malik zatrzymał się nagle, a zamyślona Jo wpadła wprost na niego przez co ich dłonie się rozdzieliły. Brunet znów się zaśmiał.
 - Żyjesz? - zapytał z szerokim uśmiechem kiedy odwrócił się do niej twarzą.
 - Tak. - również się uśmiechnęła poprawiając swoją sukienkę.
Dopiero zorientowała się, że w miejscu, którym stoją nie ma nic do pokazania. Zwykła alejka, wzdłuż której stały lampy, kilka krzaków, a kilkanaście metrów dalej, za budynkiem było wielkie boisko i trybuny.
 - To tu? - zapytała zmieszana.
 - Yhym. - znów się uśmiechnął po czym spojrzał do góry wiodąc wzrokiem po drabince prowadzącej na dach obok nich.
Jo ściągnęła brwi.
 - Wchodź. - powiedział Zayn podchodząc bliżej ściany, na której znajdowała się drabina
 - A jak nas ktoś zobaczy?
Malik wywrócił oczami.
 - Nie zobaczy. No dalej...
Sanders dalej nie była pewna.
 - Spokojnie... nie będę patrzył ci pod sukienkę. - zapewnił z łobuzerskim uśmiechem.
Joan parsknęła.
 - Mam wejść pierwszy? - zapytał zniecierpliwiony.
 - Jak mam wejść w tych butach? - kiwnęła na swoje wysokie szpilki.
Zayn wyglądał jakby zastanawiał się przez chwilę.
 - Zdejmij je. - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz do zrobienia.
 - I co z nimi zrobię?
 - Zostaw je tutaj.
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem po czym wypuściła głośno powietrze z płuc, ściągnęła buty, postawiła je pod ścianą i zaczęła wchodzić po drabince. Malik ruszył zaraz za nią starając się nie patrzyć w górę. Pewnie gdyby nie to, że Jo miała chłopaka, albo byłaby to jakaś inna dziewczyna, rzuciłby teraz jakiś komentarz typu 'Ładna bielizna', chociaż tak na prawdę jej nie widział. Jednak się powstrzymał. Joan nie jest jak reszta. Z nią był ostrożny.
 Kiedy w końcu znaleźli się na dachu trzypiętrowego budynku szkoły, zielonooka znów poprawiła swoją sukienkę po czym rozejrzała się dookoła. Czuła się jak na jakimś parkingu w centrum handlowym, tylko że bez wjazdu i samochodów. Było tu kilka kominów i jakieś wentylatory czy coś takiego.
 - Cholera. - mruknęła pod nosem kiedy zrobiła pierwszy krok i poczuła jak małe kamyczki wbijają jej się w stopy - To chyba nie był dobry pomysł.
Pisnęła gdy nagle poczuła jak ktoś ją podnosi. Zayn wziął ją na plecy, łapiąc za jej uda, które szybko owinęła wokół jego tali by nie upaść. Owinęła również ręce wokół jego szyi, tak aby go nie udusić. Malik znów zaczął się śmiać. kiedy ruszył wzdłuż dachu.
 - Mogłeś mnie ostrzec. - powiedziała tonem takim jaki ma obrażone dziecko kiedy nie dostanie czegoś słodkiego po czym uderzyła go lekko w ramię.
 - Ał! Ał! Nie bij! - zaczął udawać, że go boli chociaż było oczywiste, że nawet nic nie poczuł.
Kiedy doszli do niewielkiego betonowego bloku, który nawet trochę przypominał ławkę, opuścił ją powoli na 'ziemię', ale chwilę potem złapał szybko za ramiona kiedy się zachwiała. Wtedy Jo zaczęła chichotać.
 - Co? - Malik ściągnął brwi nie wiedząc o co chodzi.
 - To chyba przez twojego drinka. - powiedziała powoli opanowując swój śmiech po czym usiadła na zimnej powierzchni.
Zayn się uśmiechnął po czym zajął miejsce obok niej.
 - Ładnie. - powiedziała wpatrzona w zachodzące słońce nad boiskiem.
 - Nic wielkiego... - odparł - Ale to jedyne miejsce w tej szkole gdzie nie czuję się jak więzień. - zaśmiał się.
Chwilę później usłyszeli głośne brawa dochodzące z sali na dole.
 - Impreza się rozkręca. - stwierdziła Jo odgarniając upierdliwe włosy ze swojej twarzy.
Tu na górze wiało trochę bardziej niż na dole i co za tym szło było trochę zimniej. Jo aż przeszły ciarki, nawet kiedy miała swoją czarną, skórzaną kurtkę.
 - Zimno ci? - zapytał Zayn widząc gęsią skórkę na jej nogach.
 - Trochę. - uśmiechnęła się do niego.
Wtedy chłopak zdjął swoją marynarkę, którą niezbyt lubił i zarzucił na jej ramiona. Sanders wiedziała, że nic nie rozgrzeje ją tak jak jego ramiona, ale byłoby trochę niezręcznie gdyby poprosiłaby go aby ją objął. Czuła nawet jego ciepło przez kurtkę i jego marynarkę kiedy ich ramiona się stykały.
 - A ty? Nie jest ci zimno? - zapytała.
 - Jest ok.
Jak on może nie zamarzać?
 - Nie będą źli, że wyszliśmy? - odezwała się Joan po chwili milczenia.
 - Nie. Często znikam z ich pola widzenia. Wiedzą, że zazwyczaj idę zapalić. - wyjaśnił.
 - I tym razem wziąłeś mnie ze sobą? - uśmiechnęła się szeroko - Chcesz mnie zdemoralizować?
 - Tak. Lepiej się przygotuj bo ze mną nie będziesz już tą samą dziewczyną. - również się wyszczerzył.
 - Nie mogę się doczekać na Malik'owe przygody. - zachichotała.
Zayn również się zaśmiał.
 - To brzmi jak jakaś bajka dla dzieci. "Malik'owe przygody". - stwierdził.
 - Ale ta będzie raczej dla dorosłych.
Kiedy obydwoje zorientowali się jak to zabrzmiało znów zaczęli się śmiać. Tym razem nie było to dla nich niezręczne. Chłopak cieszył się, że Jo nie jest już zdenerwowana i zapomniała o swoim chłopku. Niezależnie jak egoistycznie ta druga część wygląda.
 - Tylko ostrzegam, że trudno jest się później z tego wycofać jak już się wciągniesz. - powiedział.
 - Kto powiedział, że będę chciała się wycofać? - uniosła brwi.
 - No tak... jestem zbyt fajny. - posłał jej swój łobuzerski uśmiech.
Sander parsknęła i dźgnęła go placem w żebro. Ten się zaśmiał nie mogąc go uniknąć.
 - Myślisz, że jesteś fajny? - wymierzyła kolejny cios w kolejne żebro.
 - Jestem wręcz zajebisty. - stwierdził jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
 - A co ze mną? - zapytała udając oburzenie.
 - Hmm... - zmierzył ją wzrokiem myśląc nad odpowiedzią - Przejdziesz. - stwierdził w końcu.
Jo ściągnęła brwi, a jej usta ułożyły się w literę "O".
 - Przejdę!? - parsknęła i odwróciła się w stronę zachodzącego słońca krzyżując ręce na piersiach i udając obrażoną - Zapomnij o naleśnikach. - dodała.
Zayn się zaśmiał.
 - Dobra... żartowałem. Nie gniewaj się. - zarzucił jej rękę na szyję.
Mimo ciepłego dreszczu, który przeszedł po jej ciele, nie ruszyła się. Nawet się nie odezwała, przez co dała mu znak by kontynuował.
 - Też jesteś zajebista. Jesteś super.
Wtedy podniosła głowę i spojrzała do góry w jego oczy. Uśmiechał się.
 - I...?
 - Lubię kiedy się śmiejesz. Masz ładne oczy, fajnego brata, fajną mamę, taty nie zdążyłem jeszcze poznać, ale pewnie też jest fajny, można z tobą normalnie pogadać, a nie tak jak z innymi laskami ze szkoły...
 - A co z nimi nie tak? - przerwała mu z uśmiechem.
 - Jakby mogły to rzuciłyby się na mnie nawet na pogrzebie. Większość z nich jest płytka i jedyne czym się martwią to wygląd. - wyjaśnił.
 - A ilu już uległeś? - zapytała.
Malik parsknął.
 - Wiesz... czasami mi się nudzi. To nie tak, że spałem z każdą dziewczyną ze szkoły. Chociaż założę się, że tak myślałaś.
Teraz Jo poczuła się niezręcznie. Tak właśnie myślała.
 - Spokojnie. Nie obrażę się. - oznajmił kiedy domyślił się, że Sanders nie wie co powiedzieć - Każdy tak myśli.
 - I nie przejmujesz się tym?
 - Nie. Nie obchodzi mnie co myślą. Jedyne zdanie, które się dla mnie liczy należy do moich przyjaciół i rodziny. Tylko oni mnie znają. Resztę mam gdzieś.
Dziewczyna przytaknęła w geście zrozumienia.
 Siedzieli tak z 10 minut śmiejąc się oraz rozmawiając o wszystkim i o niczym. Słońce już prawie zaszło za linię horyzontu, a pomarańczowe niebo powoli stawało się ciemne. Wtedy rozmowę przerwał dzwonek telefonu Joan. Dziewczyna wygrzebała urządzenie z kieszeni swojej kurtki i spojrzała na wyświetlacz. Uśmiech, który miała na twarzy od razu gdzieś znikł. 
 - Gdzie jesteś? - usłyszała głos Matt'a kiedy odebrała.
 - A ty? - pominęła to, że siedzi z Zayn'em na dachu - Szukałam cię.
 - Przepraszam. Musiałem coś jeszcze załatwić. Teraz jestem w sali i nigdzie cię nie ma.
 - Dlaczego nie zadzwoniłeś? - zapytała, a w jej głosie można było usłyszeć złość - Nagrałam ci się.
 - Wiem. Wybacz. Wszystko ci wyjaśnię.
Jo słyszała w tle muzykę, rozmowy i śmiechy ludzi.
 - Ok. Czekaj tam na mnie. - powiedziała i się rozłączyła.
 - Matt się znalazł?
 - Tak. - westchnęła chowając komórkę do kieszeni.
Malik nie wiedział dlaczego była na niego tak zła, ale czuł, że coś się dzieje między tą dwójką. Jo odgarnęła swoje ciemne włosy do tyłu patrząc na znikające słońce. Nie miała ochoty wracać na bal.
 - Co się dzieje? - zapytał Zayn.
Wtedy spojrzała na niego przygryzając dolną wargę, ale nic nie odpowiedziała.
 - Widzę, że coś jest nie tak.
Jo wzięła głęboki wdech szykując się na wyjaśnienia, chociaż nie była pewna czy może mu powiedzieć. W końcu to sprawa między nią a Parker'em, ale chciała się z kimś tym podzielić. Mogła pogadać z Em, ale nie chciała bo ta miała swoje własne problemy. Nie miała ochoty jeszcze zrzucać na nią swoich.
 - Ostatnio nie dogaduję się z Matt'em zbyt dobrze. Było o wiele lepiej zanim się tu przeprowadziłam. Wtedy widywaliśmy się rzadziej, a teraz jesteśmy ze sobą prawie codziennie. Czuję się jakby mnie tu nie chciał. - wyjaśniła ze smutną miną.
Malik ściągnął brwi.
 - Wydaje ci się. Na pewno się cieszy. Po prostu jeszcze do tego nie przywykliście.
Szczerze nie wiedział co powiedzieć. Zayn rzadko udzielał takich rad. Ale tak czy siak nie rozumiał jak chłopak może sprawić żeby jego dziewczyna się tak poczuła? Dupek. Powinien się cieszyć, że może ją widywać codziennie i mieć blisko siebie.
 - Nie wiem. Tylko teraz wydaje mi się, że nie podoba mu się, że 'zajrzałam do jego świata'. Wtedy to on mnie odwiedzał i znał moich przyjaciół. Teraz to ja tu mieszkam i znam jego kumpli. Nawet sam powiedziałeś, że nikt nie wiedział, że Matt Parker ma dziewczynę. Jakby się mnie wstydził... - schowała twarz w dłoniach.
 - Hej, spójrz na mnie. - nakazał łapiąc ją delikatnie za nadgarstki.
Tak też zrobiła. Spojrzała w jego czekoladowe tęczówki. Zayn nie miał ochoty bronić jej chłopaka, ale przecież nie mógł powiedzieć, że na nią nie zasługuje bo Jo go kochała. Tak przynajmniej mówiła.
 - Nikt nie jest idealny. Może po prostu się boi, że ktoś mu cię zabierze.
 - Przecież nie zostawiłabym go dla kogoś innego. - odparła.
 - Każdy ma jakieś powątpiewania. I nie wiem czy zauważyłaś, ale każdy chłopak w szkole się na ciebie gapi. - posłał jej przyjacielski uśmiech.
Jo ściągnęła brwi.
 - Naprawdę?
 - Yhym... Jak mogę to posyłam im 'zabójcze spojrzenie', ale nie wszystkich mogę odstraszyć. - zaśmiał się co sprawiło, że ona również się uśmiechnęła - Więc nie dziwię się, że Matt może być zazdrosny albo coś. Pogadaj z nim.
Dziewczyna przytaknęła i posłała mu wdzięczny uśmiech.
 - Idziemy? - zapytał, chociaż wcale nie miał ochoty się stąd ruszać.
 - Yhym.
Kiedy chciał wstać Jo przybliżyła się i mocno go przytuliła. Na początku był zaskoczony, ale po chwili również ją objął. Była mniejsza od niego i pachniała bzem.
 - Dziękuję. - szepnęła i odsunęła się powoli od niego.
Zayn nie wiedział za co była mu tak wdzięczna. Przecież nic nie zrobił.
 - Chodź... - powiedział po czym wstał i znów wziął ją na swoje plecy.
Dziewczyna objęła go nogami w pasie i rękoma za szyję. Wtedy ruszyli w kierunku zejścia z dachu. Kiedy byli na miejscu Malik opuścił ją na 'ziemię' i podał rękę by mogła bezpiecznie stanąć na szczebelki drabiny, a następnie sam ruszył za nią. W końcu stali na miękkiej trawie.
 - Eemm... Zayn? - dziewczyna odezwała się rozglądając się dookoła.
 - Hm? - spojrzał na nią.
 - Moje buty zniknęły. - powiedziała.
Malik ściągnął brwi.
 - Co?
 - Buty. Nie ma ich.
Chłopak również zaczął się rozglądać w poszukiwaniu szpilek Sanders.
 - Przecież zostawiłaś je tu.
 - Wiem. - co raz bardziej zaczynało jej się to nie podobać.
 - Ktoś musiał je wziąć. - stwierdził jak gdyby nigdy nic.
 - No same sobie raczej nie poszły. - powiedziała sarkastycznie trochę podenerwowana.
Zayn zaczął się śmiać widząc jej reakcję.
 - To nie jest śmieszne. - wycedziła - Proszę, powiedz, że to ty je gdzieś schowałeś.
 - Nawet ich nie dotykałem. - powiedział opanowując swój śmiech.
 - Cholera. I jak ja mam teraz tam wrócić? - odgarnęła z twarzy kosmyki włosów, które cały czas rozwiewał jej wiatr - Przecież nie pójdę bez butów.
Malik mierzył ją przez chwilę wzrokiem jakby nad czymś myślał.
 - Co? - zapytała.
 - Nic. - poczekaj tu chwilę - Zaraz wracam.
Nie zdążyła nic powiedzieć bo chłopak już ruszył w stronę parkingu. Jo wzięła głęboki oddech próbując się uspokoić. Po jakiejś półtorej minucie brunet wrócił i podał jej parę czerwonych Convers'ów. Dziewczyna ściągnęła brwi.
 - Skąd je masz?
 - Sam zostawiła je w bagażniku. Myślę, że nie będzie miał nic przeciwko jak je założysz.  Macie chyba ten sam rozmiar, więc powinny być dobre.
Sanders nie zamierzała narzekać. Lepsze to niż iść na boso. Założyła buty i poprawiła po raz kolejny sukienkę.
 - I jak? - zapytała przyjaciela, który stał i ją obserwował.
 - Lepiej niż w tamtych. - uśmiechnął się szeroko.
 - Żartujesz?
 - Nie. Lubię jak dziewczyna nosi sukienkę i trampki. - odparł.
 - Ok. Dziękuję. - znów uśmiechnęła się do niego i razem ruszyli w stronę wejścia do budynku - Ale tak czy inaczej bardzo lubiłam tamte buty. Muszę mieć je z powrotem.
 - Spokojnie. Znajdą się. - powiedział powstrzymując śmiech.
 - Przestań się ze mnie śmiać. Mama mnie zabije.
Nie mogę. Słodko wyglądasz kiedy się złościsz. odpowiedział w myślach.
 - Zawsze możesz powiedzieć, że to moja wina. Mi nic nie zrobi.
 - Tak... powiem, że ci się spodobały i chciałeś pożyczyć, a potem gdzieś je zgubiłeś. Na pewno uwierzy. - wycedziła sarkastycznie.
Zayn znów się zaśmiał po czym objął ją ramieniem w przyjacielskim geście.
 - Coś wymyślisz.
 - To twoja wina. - uderzyła go lekko w brzuch - Ale ci wybaczę.
 - Nie masz wyjścia. Jestem zajebisty. - posłał jej swój łobuzerski uśmiech.
Wtedy Jo wywróciła oczami, ale nie udało jej się powstrzymać przed uniesieniem kącików ust ku górze. Kiedy doszli do dużych drzwi wejściowych Zayn otworzył je by Sanders mogła wejść pierwsza. W korytarzu kręciło się kilka osób, ale i tak nie było to dużo w porównaniu z tymi na sali. Jo zdjęła marynarkę Malik'a i oddała mu ją dziękując. Następnie ruszyli dalej korytarzem. W końcu dotarli do wielkiego pomieszczenia gdzie odbywał się bal. Przy stoliku, od którego wcześniej odeszli, siedzieli wszyscy oprócz Harrego i Em, których nadal nie było nigdzie widać. Był nawet Matt.
 - Gdzie wy byliście? - zapytała Danielle.
 - Szukaliśmy Matt'a. - powiedziała Joan co trochę mijało się z prawdą.
Parker wstał po czym pocałował swoją dziewczynę i przytulił szepcząc coś do ucha. Zayn automatycznie odwrócił wzrok. Nie zamierzał stać tam jak słup, więc zajął swoje poprzednie miejsce.
 - Co ty masz na nogach? - Eleanor uniosła pytająco brwi.
Wszyscy spojrzeli na dół, na czerwone Conversy Sam, które Jo miała na sobie.
 - Emm... Połamałam obcas i Zayn dał mi trampki Sam. Nie masz nic przeciwko? - tu spojrzała na blondynkę.
Ta uśmiechnęła się szeroko.
 - Oczywiście, że nie.
 - Dzięki.
Wtedy Parker i Sanders usiedli obok reszty.
 - Gdzie Styles? - zapytał Zayn patrząc na Liam'a i Lou.
Obydwoje wzruszyli ramionami.
 - Nie wiem, stary. Wcięło go gdzieś. Pewnie jest gdzieś z Em bo jej też nie widać. - powiedział Tomlinson.
 - Widziałem ją jakiś czas temu, ale potem też gdzieś zniknęła. - odezwał się Payne.
Malik rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu rudowłosej dziewczyny, której nie znosili. I znalazł. Stała na drugim końcu sali i rozmawiała z jakąś nauczycielką. To dobrze. Przynajmniej wiedział, że Smirnoff nie zaciągnęła ją gdzieś i nie zabiła.
 
___________________________________
Na początku chciałam was przeprosić, że musieliście tak długo czekać :/ Musicie mi wybaczyć.
Ten rozdział jest trochę krótszy niż poprzednie, ale może następny będzie dłuższy.
Ale za to mamy więcej momentów z Zayn'em i Jo :) 
Dajcie mi znać co o nim myślicie i co wam się najbardziej podobało.
Tutaj podaje mój nr gg, ponieważ ktoś prosił: 47002519 . Założyłam specjalnie dla was :)
I dziękuję wam bardzo za komentarze <333
Min. 6 komentarzy = XXVII rozdział.
B.

niedziela, 14 kwietnia 2013

 Rozdział XXV - "Większą suką już nie mogłaś być."

 - Idę do Niall'a jeśli cię to obchodzi. - powiedziała Emily kiedy weszła do biura ojca.
Pomieszczenie utrzymane było w szarych kolorach jak reszta domu, chociaż wpadało do niego dużo światła przez wielkie rozsuwane okno tarasowe, przy którym stały dwa fotele.
 Na lewo od wejścia znajdowały się półki rozciągające się przez całą długość ściany. Przed nimi stało biurko, a nad nim nachylał się mężczyzna w kruczoczarnych włosach i przeglądał jakieś teczki z papierami.
 - C...Co? Jakiego Niall'a? - zapytał dalej przekładając kartki niezbyt przejęty obecnością córki.
 - Słodki blondyn z niebieskimi oczami. Cały czas ma jedzenie w ręce... przyjaźnię się z nim około 7 lat. Kojarzysz? - powiedziała znudzona ignorowaniem przez ojca.
 - Yhym. - wymamrotał nie odrywając wzroku od swojego zajęcia.
 - Będziemy uprawiać dziki seks na środku Londynu. - dodała.
 - Yhym.
 - Później dołączy do nas reszta kumpli. Zapalimy trochę zioła i się upijemy.
 - Co? - spojrzał na nią jakby dopiero się zorientował, że obok niego ktoś stoi.
Emily wywróciła oczami i westchnęła głośno. Normalaka. pomyślała.
 - Nic. Wybacz. Po co ja ci to w ogóle mówię. - parsknęła cicho pod nosem i wyszła.
Przeszła przez wielki salon połączony z kuchnią i holem, a następnie udała się do wyjścia. Nie powstrzymała się i trzasnęła drzwiami. 
Upewniła się jeszcze czy wzięła co miała wziąć i ruszyła do domu Horan'a, który znajdował się na lewo. Po prawej zaś stronie stał dom Malik'a. Kiedy szła poczuła wibracje w kieszeni swoich jeansów. Wtedy sięgnęła do niej i wyciągnęła biały telefon po czym przeczytała wiadomość od Danielle, która wyświetliła się jej na ekranie: "Gdzie ty jesteś? xx". Szybko nacisnęła "odpowiedz" i napisała: "już idę" po czym wysłała i schowała komórkę z powrotem. Nie minęła minuta kiedy znalazła się pod domem Niall'a, ale kiedy zobaczyła osobę stojącą w wejściu i rozmawiającą z Harrym zatrzymała się gwałtownie.
***
 - Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony Loczek ściągając brwi.
 - Przyszłam odwiedzić kolegę. - wyjaśniła z uśmiechem rudowłosa - Czyżbym pomyliła numer domu? - zapytała chociaż wiedziała, że tak nie było.
 - Co chcesz od niego?
 - Słyszałam, że był w szpitalu. Chciałam zapytać jak się czuje. - powiedziała przesadnie miłym tonem.
Co ona kombinuje? Wizyta Rebecci mocno zaskoczyła Harrego. Kiedyś, kiedy jeszcze byli parą, Kennedy była u Horan'a z cztery lub pięć razy, ale teraz kiedy wszyscy jej tak nie lubią... co ona tu robi?
 - A od kiedy obchodzi cię jak się czuje mój przyjaciel? - zapytał z minimalną nutą wrogości w głosie.
Dziewczyna zaśmiała się krótko.
 - Od zawsze. Od kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić. - odparła z "tym" swoim uśmieszkiem
 - On nigdy cię nie obchodził. Tak samo jak reszta moich znajomych. I ja.
 - Harry... - zaczęła zalotnie i złapała delikatnie za jego koszulkę - Zawsze o tobie myślałam... przecież wiesz.
Loczek zesztywniał kiedy poczuł przez materiał t-shirtu jej dłoń. Dlaczego ona go dotyka?
 - A nie na sławie? - zapytał z lekką ironią.
Rudowłosa westchnęła spokojnie.
 - Zawsze chodziło tylko o ciebie... - przybliżyła się do niego.
 - Czego chcesz?
 - Mówiłam. Chciałam zapytać co u Niall'a. Ale kiedy zobaczyłam ciebie... trochę mnie rozpraszasz. - posłała mu łobuzerski uśmiech po czym zagryzła wargę.
Odległość między nimi nie była duża, a Rebecca powoli ją zmniejszała.
 - Nie przeszkadzam? - odchrząknęła Emily stojąca dwa metry za nimi ze skrzyżowanymi rękoma.
Harry od razu strzepnął rękę Kennedy ze swojego toru i odsunął się trochę. Ta zaś zrobiła wściekłą minę i odwróciła się w stronę Smironff stając bokiem do Styles'a.
 - Właściwie to tak. Rozmawialiśmy. - powiedziała głosem pełnym pretensji.
Zayn... proszę cię. Przyjdź tu bo zaraz ją zabiję. poprosiła Em w myślach. Miała nadzieję, że przyjaciel się zjawi i do niej przemówi.
 - Co ty tu w ogóle robisz? - zignorowała całkiem to co przed chwilą powiedziała rudowłosa.
 - A co ci do tego?
Loczek myślał, że jego przyjaciółka zaraz się na nią rzuci, ale zamiast tego ta ze spokojem podeszła do niej wyciągnąwszy wcześniej jakąś kartkę z kieszeni. Następnie podała ją jej i wymusiła uśmiech.
 - Ułożyłam przemówienie. - oznajmiła - Zerknij jak nie będziesz zajęta podziwianiem samej siebie.
 - Albo drapaniem twojej ślicznej buźki. - odparła sarkastycznie.
 - Tylko uważaj żebyś nie połamała sobie paznokci. - powiedziała Em.
Wtedy usłyszeli jak Zayn krzyczy z góry:
 - Styles! Rusz ten tyłek!
 - Chyba odwiedzę Niall'a kiedy indziej. - stwierdziła Rebbeca przenosząc wzrok na Harrego - Do zobaczenia. Widzimy się jutro na sali. - uśmiechnęła się do niego i pocałowała go w policzek.
Ten nawet nie zdążył się odsunąć. Smirnoff momentalnie zacisnęła pięści z trudem się powstrzymując żeby nie zrobić jej krzywdy. Nigdy nie chciała zabić jej tak bardzo jak teraz. Wtedy Kennedy przeniosła wzrok na swoją rywalkę i odeszła. Smirnoff nie spojrzała na przyjaciela dopóki rudowłosa nie zniknęła z ich pola widzenia.
 - Widzę, że odnawiasz znajomość. - powiedziała niemiłym tonem po czym wyminęła go w drzwiach wchodząc do środka.
 - Emily... - chciał ją zatrzymać, ale ta zignorowała go i ruszyła schodami do góry.
Harry odetchnął głęboko zaczesując palcami swoje loczki do tyłu. Robił tak zawsze kiedy się denerwował albo po prostu nie wiedział co robić.
 - Cholera. - warknął pod nosem.
Miał wielką ochotę uderzyć w najbliższą ścianę, ale widział, że spadł by obraz, który na niej wisiał, a wtedy pani Horan nie byłaby zbytnio zadowolona. Zamknął więc drzwi i ruszył do pokoju Niall'a gdzie wszyscy się znajdowali.
 Następny piątkowy dzień zapowiadał się słonecznie, niestety pozory mylą. Kiedy tylko ósemka przyjaciół doszła do ulicy, na której znajdowała się szkoła, błękitne niebo zakryły szare chmury, z których zaczęły spadać małe kropelki deszczu. Lekki opad w minutę przerodził się w ulewę. Wszyscy zaczęli biec do budynku nakładając na głowy kaptury lub zakrywając je czymkolwiek się dało. Na szczęście cała placówka była dość wielka żeby pomieścić wszystkich uczniów i nauczycieli oraz tak by można było przejść szerokimi korytarzami nie przeciskając się między sobą.
 Nie pojawiła się dziś tylko Sam, która została dzisiaj z Niall'em w domu. Dziewczyna uparła się i blondyn nie mógł już nic zrobić. Reszta zaś spotkała się po drodze i razem poszli do szkoły.
 - Mówiłem, żeby jechać samochodem. - powiedział Zayn kiedy weszli do budynku.
 - Nie wiedziałem, że będzie padać. - odparł Liam.
To on właśnie namówił wszystkich, żeby nie brać aut i się przejść. Teraz reszta żałowała, że się go posłuchała. Wystarczyła minuta żeby byli mokrzy, ale to Harry wyglądał jakby ucierpiał najbardziej. Jego loczki teraz były proste i popadały mu dookoła twarzy. Chciał je trochę osuszyć poprzez wsadzenie w nich palców i roztrzepanie ich, ale to nie pomogło za bardzo. Jedyny efekt jaki przyniosła ta czynność to, to że mógł teraz normalnie widzieć. Danielle, która stała obok niego chciała już coś powiedzieć, ale obok nich pojawił się Aaron z szerokim uśmiechem na twarzy.
 - Siemacie. - zaczął.
 - Siemasz, Grayman. - powiedział za wszystkich Lou.
 - Miałem wam przekazać od Rebecci, że po pierwszej lekcji widzimy się na sali gimnastycznej.
Emilly automatycznie zacisnęła pięści. Na samą myśl, że będzie musiała spędzić prawie cały dzień w towarzystwie tej rudej laski robiło jej się gorąco. Z każdym dniem nienawidziła jej coraz bardziej. A zwłaszcza po wczorajszym. Od tamtego momentu unika rozmów z Styles'em. Oczywiście Harry powiedział reszcie przyjaciół o niespodziewanej wizycie jego byłej. Na początku byli trochę zdziwieni, ale potem dotarło do nich, że to przecież Rebecca, a po niej można spodziewać się wszystkiego.
 - Ok, dzięki.
 - A gdzie Sam? - zapytał Aaron przenosząc wzrok na Malik'a.
 - Została z Horanem bo głupek wbiegł w szybę i ma wstrząśnienie mózgu. - wyjaśnił.
Zayn dobrze wiedział, że jego siostra podoba się Grayman'owi, ale tak na prawdę nie miał u niej szans. Może miałby gdyby nie Nialler. Chłopak musi się z tym pogodzić.
 - Słyszałem właśnie. Dobra... spadam. - machnął im z uśmiechem i odszedł.
Wszyscy odprowadzili go wzrokiem, a kiedy zniknął z ich pola widzenia pierwszy odezwał się Liam.
 - Czy mi się wydaje czy on leci na twoją siostrę?
 - Przecież to widać. - powiedział Harry.
 - Nie ma przy Horanie szans. - dodał Louis.
 - Możemy skończyć temat o mojej siostrze i o jej adoratorach? - zapytał znudzony Zayn.
Oczywiście nie miał nic przeciwko rozmawianiu z chłopakami o tym któremu kolesiowi mogliby skopać tyłek, i który jest niezbyt dobry dla Sam, ale akurat nie w tej chwili. Dziewczyny się zaśmiały.
 - Z pewnością ona nie chciałaby tego. - odezwała się Jo.
Malik uśmiechnął się kiedy Sanders postawiła się po jego stronie.
 - Nie ważne... - powiedział zrezygnowany Tommo.
Wtedy znikąd pojawił się pan Newman. Jak zwykle miał na sobie koszulę, tym razem granatową.
 - Dzień dobry. - powiedzieli wszyscy chórkiem oprócz Dan.
 - Wy dwoje... - tu wskazał na Zayn'a i Jo - Macie po B za swoją pracę o wojnie secesyjnej. Chociaż nie wiem ile pan Malik miał w tym swojego wkładu...
 - Wszystko robiliśmy razem, proszę pana. - powiedziała Sanders.
Nastała chwila milczenia kiedy mężczyzna mierzył wzrokiem tę dwójkę.
 - Tato... - odezwała się Danielle - Zayn się starał. Jeździł z Jo do biblioteki i w ogóle...
 - Mam nadzieję. Oby tak dalej, Malik. - wymusił słaby uśmiech i odszedł.
Po chwili brunet spojrzał na dziewczynę, z którą robi projekt. Obydwoje wyszczerzyli się i przybili piątkę.
 - No, no... Musicie częściej działać razem. - powiedziała Eleanor również się uśmiechając.
Zayn'owi niezbyt podobały się pochwały od nauczycieli. Czół się wtedy jak jakiś kujon.
 Chwilę później zadzwonił dzwonek. Wszyscy obecni na korytarzu zaczęli rozchodzić się w różnych kierunkach udając się do klas, w których mieli lekcje. Cała ósemka miała właśnie ekonomię, więc razem ruszyli na zajęcia. Będąc już w odpowiedniej sali, każdy zajął swoje miejsce. Lou usiadł z El, Liam z Dan, Jo z Em, a Zayn z Harrym. Po półtorej minucie zjawił się nauczyciel ze skórzaną teczką w prawej ręce. Niski, starszy mężczyzna z burzą siwych włosów na głowie. Chodził lekko zgarbiony, a na nosie miał okulary. Śmiało można było stwierdzić, że przypomina Einstein'a. Tak też niektórzy go nazywali, ale był on bardzo miłym i pokojowym człowiekiem. Zazwyczaj żartował i opowiadał różne historie ze swojego długiego życia. Miał na imię Saymour Archer. Każdy w tej szkole darzył go sympatią, ale każdy zastanawiał się co on tu jeszcze robi? W tym wieku powinien już siedzieć w domu paląc fajkę przy kominku.
 - Witam, dzieciaki. - zaczął kładąc swoje rzeczy na biurko - Chyba wszyscy się cieszycie, że dziś piątek, prawda? - uśmiechnął się.
Cała klasa się zgodziła.
 - Szczerze mówiąc... to niedobrze. Każdy dzień powinien być dla was tak samo przyjemny.
Tak. Pan Archer był jednym z tych ludzi, którzy lubią filozofować.
 - Ale jesteście jeszcze dzieciakami, więc nie oczekuję, że zrozumiecie. - znów posłał im uśmiech - Ale mam nadzieję, że zrozumiecie co chcę przekazać wam na tej lekcji...
Zayn zignorował dalsze gadanie nauczyciela, który z pewnością był jego ulubionym i spojrzał na Styles'a, który również nie wydawał się skupiony na mężczyźnie prowadzącym zajęcia. Zamiast tego bazgrał po okładce swojego zeszytu. Wtedy jakby poczuł na sobie wzrok przyjaciela i odwrócił się w jego stronę.
 - Co? - zapytał Loczek ze ściągniętymi brwiami.
 - Co tobie?
 - Mi? Nic. - odparł i wrócił do poprzedniej czynności.
Jeśli myślał, że Zayn skończy swoje próby wydobycia coś z niego to się mylił. Dalej czuł jak brunet wywierca w nim dziurę swoim wzrokiem. Lokaty westchnął głośno i spojrzał na przyglądającemu mu się koledze.
 - Patrzysz na mnie jakbym był jedną z tych lasek, co do których nie jesteś pewien czy będą chciały się z tobą przespać.
Kiedy do Malik'a dotarło co powiedział jego przyjaciel, zaśmiał się prawie niesłyszalnie.
 - Wszystkie chcą się ze mną przespać. - odparł z szerokim uśmiechem.
Harry również się wyszczerzył.
 - Powiesz mi co cię gryzie czy nie? - Zayn nagle zmienił temat.
Loczek zaczął powoli poważnieć i znów odwrócił wzrok.
 - W ogóle się dzisiaj nie odzywasz. Trochę dziwne zważywszy na to, że zazwyczaj prawie nie zamykasz swoich ust.
Nie odpowiedział, ale wyglądał jakby się nad tym zastanawiał.
 - I jeszcze Em.
Wystarczyło jej imię by na niego spojrzał.
 - Co Em?
 - Też się nie odzywa. Przecież wy się nigdy nie kłócicie... - powiedział Zayn - Chyba, że chodzi o Rebeccę. - dodał nagle oświecony.
Oczywiście ich konwersacja była wystarczająco cicha by nikt ich nie usłyszał. Nawet nauczyciel był zbyt zajęty mówieniem.
 - Kłótnia zazwyczaj polega na ostrej wymianie zdań, a ona nawet się do mnie nie odzywa. Wiem, że już wcześniej była na mnie zła... po imprezie, ale jak zapytałem co się stało to powiedziała, że nic i było jak wcześniej. Dopóki nie zobaczyła jak Rebecca się do mnie klei. - odezwał się w końcu Hazz.
Malik lekko zaskoczony ściągnął brwi.
 - Klei się do ciebie?
 - Tak. Emily widziała wczoraj jak Kennedy mnie całuje i pewnie myśli, że popełnię ten sam błąd co wcześniej. - wyjaśnił.
Teraz to go zaskoczył. Od razu pomyślał jak Smifnoff by go znienawidziła jakby zobaczyła, że ta ruda klei się do niego. Automatycznie przełknął ślinę.
 - Pocałowała cię? - skrzywił się.
 - Spokojnie. Tylko w polik.
 - Ta laska ma chyba jakieś niekontrolowane ruchy. - stwierdził Zayn drapiąc się po czubku głowy.
 - Chyba... - wymamrotał Lokaty - Tak samo jak Smirnoff kiedy jest przy niej.
Malik zaśmiał się cicho po czym obydwoje odwrócili głowy lekko w prawo gdzie siedziała Em. Nie była w ogóle skupiona na lekcji. Siedziała i bawiła się w zamyśleniu swoimi palcami. Jo zaś, która siedziała obok niej uważnie obserwowała nauczyciela wyraźnie zaciekawiona wykładem. Ta to chyba zawsze słucha na lekcji. Zayn uśmiechnął się w duchu.
 - Ty nie jesteś w lepszej sytuacji. - powiedział Harry przez co Zayn automatycznie przeniósł wzrok z dziewczyny na przyjaciela.
 - Co masz na myśli? - zapytał zmieszany.
 - O naszej zielonookiej koleżance. Podoba ci się.
 - Co? - wymusił śmiech - Jo? Nie podoba mi się. To znaczy podoba, ale nie w taki sposób jak myślisz. - odparł chociaż sam nie wierzył w swoje słowa.
 - Nie jestem ślepy.
Malik westchnął podirytowany.
 - Musimy gadać o tym na lekcji?
Harry uśmiechnął się triumfalnie.
 - Sam zacząłeś.
Zayn wywrócił oczami odwracając wzrok na nauczyciela. Nie wierzył, że gada z Styles'em o uczuciach na lekcji ekonomi.
 - Jebany idiota. - usłyszeli Lou.
Wszystkie pary oczu w klasie, łącznie z panem Archer'em, powędrowały w jego stronę. On zaś spojrzał na nich dopiero orientując się, że powiedział to trochę za głośno. Coś w telefonie, który trzymał w ręce, musiało wywołać u niego taką reakcję, ponieważ wrzucił go bardzo niedelikatnie do torby znajdującej się obok ławki.
 - Przepraszam. - powiedział do nauczyciela.
Ten tylko się uśmiechnął.
 - Spokojnie. Wszyscy czasami się denerwujemy. - posłał mu uśmiech po czym kontynuował prowadzenie lekcji.
To było dziwne bo Louis denerwował się bardzo rzadko. Zawsze jest uśmiechnięty od ucha do ucha i żartuje. A teraz? Jego przyjaciół trochę to zdziwiło. Ale Eleanor złapała go za rękę i uśmiechnęła się do niego pocieszająco. Najwidoczniej wiedziała o co chodzi. Tak czy siak Zayn postanowił dowiedzieć się tego później. Teraz wrócił myślami do rozmowy, którą prowadził z Harry'm chwilę temu. "Podoba ci się". Tak, podoba mi się, ale nie tak jak myślisz. Znam ją dopiero dwa tygodnie. I w dodatku ma chłopaka. wmawiał sobie. Zaczynasz świrować, Malik. Ogarnij się.
 - Co o tym myślisz, Zayn? - z wewnętrznej rozmowy z samym sobą wyrwał go pan Archer.
Cholera. Dlaczego to zawsze spotykało jego? Na większości lekcji nie mógł nawet na chwilę odpłynąć gdzieś myślami bo nauczyciele bardzo chcieli znać jego zdanie. Czy ja wyglądam jak jakiś pieprzony ekonomista? W sumie nie było lekcji, na której chłopak by słuchał całych wykładów. Czy naprawdę nauczyciele tak bardzo go nie lubili czy to po prostu pech? Pewnie pół na pół. Teraz wszystkie spojrzenia w klasie skierowane były na niego. Kiedy miał już coś wymyślić, odezwała się Jo:
 - Mam pytanie...
Mężczyzna spojrzał na nią.
 - Jakie?
 - A co z rynkiem pracy?
Chłopak był jej wdzięczny. Uratowała go. Nauczyciel zapomniał o nim i pogrążył się w rozmowie z Sanders. Malik wiedział tylko, że rozmawiali o zatrudnieniu w kraju. Dalej w temat się nie zagłębiał.
 Kiedy w końcu zadzwonił dzwonek wszyscy jak najszybciej opuścili klasę. Tylko Zayn, Harry i Liam zostali i podeszli do Lou, który nie śpiesząc się chował książkę do torby. Posłali El znaczące spojrzenia, ta zrozumiała.
 - Widzimy się na sali. - odezwała się do swojego chłopaka z lekkim uśmiechem po czym pocałowała go w policzek i wyszła zostawiając ich samych.
 - Co jest? - zapytał Styles.
Tomlinson w końcu wysilił się by na nich spojrzeć. Już nie wyglądał na złego tylko na zmęczonego.
 - Ojciec. - powiedział krótko.
No tak. Jeśli Louis się złościł to tylko przez rodziców. W sumie to nie można mu się dziwić.
 - Nie przyjedzie? - zapytał Malik.
 - Nie. Po co ja się w ogóle łudziłem. Normalka. - odparł zakładając torbę na ramię i razem ruszyli w stronę wyjścia - Idiota ze mnie. Tyle razy mnie wystawił, a ja znowu mu uwierzyłem. - zaśmiał się sarkastycznie.
Zayn w pewnym sensie go rozumiał. Tylko, że on już w ogóle nie zobaczy swojego ojca.
 - Przynajmniej go masz. - wycedził.
Louis skarcił się w myślach. Cały czas narzeka, a przecież jego najlepszy przyjaciel jest w jeszcze gorszej sytuacji. Kretyn.
 - Sorry, stary. - spojrzał na niego - Ale w ogóle nie czuję jakbym go miał. - dodał.
Harry i Liam nie mógli za dużo powiedzieć bo ich rodzice byli znacznie częściej w domu niż rodzice Tomlinson'a czy Smirnoff. W dodatku nie byli jedynakiem.
 - Spoko. Nie będę go bronił. Spieprzył sprawę.
 - Jak zawsze.
 Cała czwórka przeszła przez długi korytarz żeby potem skręcić w prawo i wejść na wielką salę gimnastyczną. Po obu jej stronach znajdowały się składane trybuny, które po na ciśnięciu odpowiedniego przycisku można było złożyć by zrobić jeszcze więcej miejsca. Na przykład na taką imprezę jak dzisiejsza. W dużym pomieszczeniu kręciło się kilkanaście osób, które wnosiły kartonowe pudła z ozdobami. Jacyś trzej mężczyźni skręcali scenę, na której będą wygłaszać przemówienia i na której później będzie stacjonował Dj.
 - O nie... - zaczął Liam, który zobaczył idącą w ich stronę Rebeccę.
Reszta podążyła za jego wzrokiem.
 - Jakby się na ciebie rzuciła to mam was zostawić samych czy... - odezwał się cicho Zayn do Harrego.
Styles posłał mu groźne spojrzenie. Tamten się tylko zaśmiał.
 - Tu jesteście. - powiedziała z uśmiechem rudowłosa kiedy do nich podeszła - Musicie pomóc przynieść resztę pudeł. Potem pomożecie nam z dekoracjami. Stoliki i krzesła później.
Loczek spojrzał za Kennedy i zobaczył Emily stojącą obok Danielle i mierzącą ich wzrokiem. Kiedy napotkał jej spojrzenie odwrócił się automatycznie do chłopaków.
 - Coś jeszcze? - zapytał znudzony Louis.
 - Tak. Pilnujcie swojej koleżanki. - posłała im sztuczny uśmieszek.
Oczywiście cała czwórka wiedziała, że dziewczyna ma na myśli Em.
 - Harry, możemy porozmawiać? - Rebecca spojrzała na Loczka.
 - O czym? - ściągnął brwi.
Reszta również nie wiedziała o co chodzi.
 - Zobaczysz. Chodź. - nawet nie czekała na odpowiedz i ruszyła w stronę pomieszczenia zwanego 'kantorkiem' gdzie przechowywano cały sprzęt sportowy.
Styles posłał przyjaciołom pytające spojrzenie, a oni tylko wzruszyli ramionami. W końcu chłopak odwrócił się na pięcie i ruszył za rudowłosą.
 - Dobra... to było dziwne. - odezwał się Liam kiedy zniknęli z ich pola widzenia.
 Po półgodzinie wszystkie pudła z furgonetek stojących przed wejściem zostały wniesione. Chłopaki dołączyli do dziewczyn, które wieszały ozdoby, Aaron i Payne podłączali nagłośnienie, a Harrego i Rebecci dalej nie było.
 - Pomożesz mi z tym napisem? - zapytała Jo Malika kiwnąwszy na duże papierowe litery leżące na małym stoliku pod ścianą - Muszę je powiesić.
 - Jasne. - uśmiechnął się do niej po czym obydwoje podeszli do dekoracji, która miała zawisnąć nad koszem do koszykówki.
Zadanie nieco utrudniały głośniki, które stały na 'scenie'. Przez nie nie można było postawić drabiny by dosięgnąć w wyznaczone miejsce.
 - Będziesz mi podawał? Ja wejdę.
 - Ja mogę wejść jeśli chcesz. - zaoferował się.
 - Spokojnie. Dam radę. - posłała mu szeroki uśmiech.
 - Ok. - podał jej rękę by pomóc jej wejść na krzesło, a następnie na duży głośnik.
Kiedy stała już stabilnie na górze, Zayn podał jej pierwszą literę. Ledwo dosięgnęła by ją powiesić, ale dała radę. Z resztą było już prościej. Malik co chwila odchodził kawałek dalej by zobaczyć czy wszytko było prosto. Cały napis przedstawiał datę otwarcia szkoły i jej nazwę.
 - Gotowe. - powiedziała Jo z uśmiechem.
 - Chodź. - nakazał wyciągając do niej ręce i dając jej znak żeby skoczyła.
 - Jesteś pewien? - zapytała niepewna czy ją złapie.
 - Tak. Skacz.
Tak też zrobiła. Ważyła tyle samo co Sam, więc Zayn nawet nie musiał się wysilać. Kiedy ją opuszczał sukienka, którą miała na sobie podwinęła się lekko, a Malik niechcący dotknął jej uda, tuż pod pośladkami. Ups. Obydwoje poczuli się trochę niezręcznie bo kiedy chłopak ją postawił obydwoje odwrócili od siebie spojrzenia.
 - Malik! - zawołał Liam z drugiego końca sali - Pomóż nam!
Uratowany. Brunet uśmiechnął się nieswojo do Jo i ruszył w stronę Payne'a i Aarona.
 W tym samym czasie Louis, El i Dan rozpakowywali ostatnie pudła. Dopiero teraz Tomlinson zorientował się, że Styles'a jeszcze nie ma. Wtedy automatycznie przeniósł wzrok na Emily, która stała sama kilka metrów dalej i rozplątywała długi, ozdobny łańcuch podobny do tych, które zawiesza się na choinkę. Wyglądało to bardziej jakby chciała go rozerwać, a nie rozplątać.
 - Pomogę Em. - oznajmił dziewczynom i ruszył w stronę Smirnoff.
Ponoć złość piękności szkodzi. Nie w jej przypadku.
 - Co ten łańcuch ci zrobił? - zapytał Lou cicho się śmiejąc.
Emily spojrzała na niego groźnym wzrokiem.
 - Nie mogę rozplątać tego gówna. - powiedziała sucho i rzuciła ozdobę na ziemię po czym opadła na ławkę na trybunach.
Louis podniósł dekorację i usiadł obok niej. Przełożył dwa razy końcówkę przez pętle i rozplątał łańcuch.
 - Wystarczyło się skupić. - stwierdził i posłał jej uśmiech - Ale ty najwyraźniej nie możesz. Wyglądasz jakbyś miała zaraz kogoś na tym powiesić.
Smirnoff przeniosła wzrok z podłogi na przyjaciela.
 - Wcale nie. - odparła.
 - Jesteś zła. - kontynuował.
 - Nie jestem. - broniła się marszcząc brwi.
Lou parsknął.
 - Znam cię już dość długo, Em. Nie oszukasz mnie.
Dziewczyna westchnęła.
 - Skoro tak to po co do mnie przyszedłeś? Mogę cię powiesić.
Chłopak się zaśmiał.
 - Myślę, że wolałabyś raczej powiesić rudowłosą dziewczynę bo poszła pół godziny temu z naszym przyjacielem do kantorka i do tej pory nie wrócili. - odparł.
Emily wywróciła oczami.
 - A co mnie oni obchodzą? Harry może robić sobie z tą dziwką co chce. To on będzie później żałował, nie ja. Tylko jak widzisz przydałaby się nam tu pomoc, a oni najwyraźniej mają to gdzieś.
 - Racja.
 - I?
 - Co "i" ?
 - Nie zaczniesz gadki, że jestem zazdrosna i takie tam?
 - Po co? I tak będziesz się wypierać. Gdzieś tam w środku to wiesz, więc nie muszę namawiać cię żebyś mi powiedziała.
Smirnoff znów wywróciła oczami. Wtedy drzwi od kantorka się otworzyły i ze środka wyszedł Harry oraz Rebecca. Styles idąc w stronę reszty dopinał guzik w swojej koszuli z z twarzą niewyrażającą żadnych emocji, a Kennedy poprawiała lekko rozczochrane włosy. Wszyscy od razu na nich spojrzeli. Trochę ich to zmieszało.
 - Może byście nam trochę pomogli zamiast pieprzyć się za drzwiami? - zapytała Emily.
Teraz wszystkie pary oczy zwrócone były ku niej. To były ostre słowa. Zwłaszcza, że Harry był jej przyjacielem. Ale reszta chyba ją poparła bo czekała na odpowiedź.
 - My nie... - zaczął Harry zaskoczony tym co powiedziała jego koleżanka.
 - Wybaczcie. Musieliśmy porozmawiać i trochę zagłębiliśmy się w temacie. - przerwała mu Rebecca z tym swoim uśmieszkiem patrząc na Em.
 - Nie możesz po prostu stanąć przy drodze i tam pogłębiać tematy? Tam przynajmniej płacą. - powiedziała Smirnoff.
Ałć. Nikt nie spodziewał się takiej riposty. W sali zapanowała idealna cisza i każdy obserwował co wydarzy się dalej. Kennedy chyba się trochę wściekła bo jej twarz zrobiła się prawie, że czerwona, a dłonie zacisnęła w pięści.
 - Pewnie wiesz z doświadczenia. - odparła rudowłosa - Ale ja nie jestem tobą.
 - Ah, no tak... ty jesteś na telefon. Wybacz, zapomniałam. Przecież za coś musisz kupować te drogie ciuszki. I co? Płacą więcej?
 - Emily... - Lou płożył jej rękę na ramieniu dając jej tym samym do zrozumienia żeby przestała.
 - Przynajmniej mam rodziców, którzy się mną interesują. Nie mają mnie gdzieś tak jak ciebie. Może się wstydzą się takiej córki jak ty? Pomyślałaś o tym? Kto by chciał mieć takie dziecko, które jedyne co potrafi to szlajać się ze swoimi kumplami, pić i pyskować? Córkę, którą nawet zdradza chłopak bo ma już jej dość i jest już znudzony jej bezwartościową osobą? Może twoi rodzice mają czas ale tylko udają bo nie chcą dzielić go z tobą? Kto by chciał po tym co zrobiłaś swojemu braciszkowi? - Rebecca uśmiechnęła się po skończeniu swojego monologu.
Ałć. Emily zamarła. Łzy zaczynały zbierać się w kącikach jej oczu. Nie możesz teraz płakać. Nie przy wszystkich. nakazała sobie w myślach. Jak ona mogła wspomnieć o jej bracie? To była przesada nawet jak na nią. Zazwyczaj w takim momencie chciałaby wydrapać jej oczy, ale teraz chciał tylko stąd wyjść. Znów poczuła dłoń Louis'a na swoim ramieniu. Zagryzła mocno wargę powstrzymując łzy, które napływały jej do oczu. Wtedy wstała powoli i podeszła do rudowłosej, która nadal się triumfalnie uśmiechała.
 - Powiem to tylko raz, ty głupia szmato. - wzięła głęboki wdech - Nigdy więcej nie nie waż się mówić o moim bracie, albo przysięgam, że wrócisz do domu w takim stanie, że nawet twoi rodzice nie będą cię chcieli.
Uśmiech z twarzy Rebbeci zszedł momentalnie. Emily odwróciła się i ruszyła do wyjścia.
 - Gratuluję. - powiedział szorstko Harry do Kennedy po czym pobiegł za Smirnoff, która zniknęła za drzwiami.
Wtedy przed rudowłosą pojawił się Zayn.
 - Większą suką już nie mogłaś być. - powiedział oschle - Możesz już iść. Raczej nikt nie będzie za tobą tęsknił. Damy sobie tu radę.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech próbując się opanować. Przełknęła ślinę po czym spojrzała na resztę obecnych i wyszła.
 - Wracajmy do pracy. - poradziła Dan.
Nie to, że się nie interesowała przyjaciółką, ale wiedziała, że muszą wszystko skończyć na czas, a Em zajmie się Harry. Wszyscy wrócili do wykonywania swoich czynności. Wtedy do Zayn'a podeszła Jo.
 - Nic jej nie będzie. - zdążył powiedzieć zanim odezwała się Sanders.
 - Mam nadzieję.
 - Chodź. Pomożesz mi.
***
 - Em! - krzyknął Harry próbując dogonić przyjaciółkę.
Trwały lekcje, więc na korytarzach nikogo nie było. Smirnoff skierowała się do wyjścia prowadzącego na tyły szkoły gdzie znajdowało się boisko i bieżnie. Kiedy Styles wybiegł na zewnątrz, rozejrzał się dookoła by sprawdzić, w którym kierunku pobiegła Emily. Padało jeszcze mocniej niż z samego rana, a widoczność była ograniczona. Wtedy dostrzegł ciemną sylwetkę kierującą się za trybuny. Bez zastanowienia ruszył w jej kierunku. Krople deszczu spływały po nim ciurkiem.
 - Em! Poczekaj! - zawołał ponownie.
Ale to nic nie dało. W końcu dobiegł do miejsca gdzie dziewczyna zniknęła mu z oczu. Teraz siedziała na grubym pręcie łączącym podpory trybun. Głowę opartą miała o filar i patrzała kałużę pod jej stopami.
 - Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła kiedy go zobaczyła.
 - Emily...
 - Nie! - przerwała mu ze łzami w oczach, których nie było prawie widać przez deszcz spływający po jej twarzy - Spieprzaj stąd, Styles! Nie chcę cię widzieć!
 - Rebecca zachowała się jak suka. Nie powinna wspominać o To...
 - Nawet nie wymawiaj jego imienia!
Harry wziął głęboki wdech.
 - Em, proszę... - powiedział błagalnym tonem.
 - Z tą "suką" pieprzyłeś się kilka minut temu! A teraz biegniesz za mną żeby mnie pocieszyć? Daruj sobie...
 - Nie pieprzyłem się z nią! - teraz on krzyknął.
Smirnoff zaśmiała się ironicznie.
 - Jasne. Z reszta po co mi się tłumaczysz? Już mnie to nie obchodzi!
 - Już?
 - Tak! Rób sobie ze swoim życiem co chcesz. Już raz miałam rację, a ty potem cierpiałeś bo mnie nie posłuchałeś. Chcesz popełnić ten sam błąd ponownie? Bardzo proszę... ale ja już skończyłam z ratowaniem twojego tyłka!
Harry przejechał dłonią po swoich mokrych włosach odgarniając je do tyłu.
 - Czy ty myślisz, że znowu zbliżę się do Rebecci?!
Dziewczyna znów zaśmiała się ironicznie.
 - Odejdź, Styles... - powiedziała tym razem spokojnie dalej wpatrując się w kałużę.
Harry wypuścił głośno powietrze z płuc żeby się trochę uspokoić po czym odwrócił się i ruszył w kierunku szkoły, po drodze uderzając mocno pięścią w filar podtrzymujący trybuny. Emily aż się wzdrygnęła. Kiedy odszedł odetchnęła z ulgą. Po kilku chwilach chęć zrobienia krzywdy Rebecce wróciła. Może pójdę tam i uduszę ją tym łańcuchem? Niezbyt mądry pomysł, Em. Ale po co? Przecież miała racje. To moja wina, że Toby nie żyje. To ja kazałam wrócić mu do domu po klucze. To przeze mnie. Co raz więcej łez zaczęło spływać jej po polikach. Teraz miała gdzieś, że jest dziewczyną, która nie płacze. Tą twardą. Odporną na ból. Była sama. Nie musiała nic ukrywać. I pierwszy raz w życiu zgodziła się z Kennedy. Osunęła się z prętu, na którym siedziała, na mokrą ziemię zakrywając twarz w dłoniach. Ignorowała, to że jest cała mokra i że cała trzęsie się z zimna. Po jakiś dziesięciu minutach poczuła, że ktoś kucnął obok niej.
 - Mówiłam ci Harry żebyś mnie zostawił! - powiedziała obejmując swoje nogi i chowając w nich głowę.
 - Chcesz tu zamarznąć? - zapytał.
Ale to nie był Harry. Wtedy Smirnoff spojrzała na chłopaka imieniem Zayn.
 - Nie jest mi zimno. - odparła.
Malik zaśmiał się krótko.
 - Zapomniałem jaka jesteś uparta. - wtedy ściągnął swoją skórzaną kurtkę i zarzucił jej na ramiona - Chodź do środka. - powiedział i pomógł jej wstać.
Tak też zrobiła.
 - Nie chcę tam wracać.
 - Spokojnie. Nie ma tam Rebecci.
 - Ale są inni. Nie chcę żeby cała szkoła widziała mnie w takim stanie. - odparła wycierając oczy co za dużo nie dało.
 - Jakim? Ludzie płaczą. To normalne.
 - Ale nie ja.
Zayn westchnął zrezygnowany.
 - Ok. Chodź... - objął ją ramieniem i ruszyli w stronę boiska.
 - Gdzie?
 - Odprowadzę cię do domu.
***
 - Nie muszę iść jeśli nie chcesz. - powiedziała Sam zakładając swoją bluzę z kapturem.
 - Musisz. - odparł Niall siedzący na łóżku po turecku i przyglądający się przyjaciółce.
 - Nie chcę zostawiać cię tu samego.
Horan wywrócił oczami.
 - Masz iść i koniec. Będą tam wszyscy. Potańczysz, porobisz zdjęcia...
 - Ale nie będzie ciebie. - przerwała mu zasuwając zamek po samą szyję.
Irlandczyk uśmiechnął się łobuzersko.
 - Wiem, że nie będzie tam twojego gorącego przyjaciela, ale przeżyjesz beze mnie.
 - Oh, zamknij się. - tym razem to ona wywróciła oczami - Uderzyłabym cię poduszką, ale ze względu na twój stan nie mogę.
 - Jestem teraz nietykalny. - powiedział z wyższością.
 - Właśnie. Dlatego nie dostaniesz buziaka na pożegnanie. Jeszcze coś ci się stanie... - odparła z triumfalnym uśmiechem zarzucając kaptur na głowę.
 - To nie fair. - chłopak ściągnął brwi.
 - Właśnie, że to jest fair. Pa. - pomachała mu i wyszła.
Zbiegła po schodach, pożegnała się z panią Horan po czym opuściła dom. Następnie biegiem ruszyła do swojego. Wsadziła klucz do zamka, przekręciła go i weszła do środka. Na szczęście udało jej się nie zmoknąć zbytnio. Kiedy tylko przekroczyła próg, wyciągnęła z kieszeni telefon i wybrała numer Eleanor.
 - Hej. - odebrała po drugim sygnale.
 - Hej. Kiedy będziecie? - zapytała blondynka.
 - Zaraz będziemy. Pójdę z dziewczynami po ciuchy i przyjdziemy do ciebie.
 - Ok. Czekam. Pa.
 - Pa.
Po rozmowie zdjęła wilgotną bluzę i powiesiła ją na wieszak w holu po czym udała się do swojego pokoju by przygotować rzeczy na bal. Będąc już w garderobie zaczęła szukać sukienki, którą planowała włożyć na dzisiejszy wieczór. Kiedy w końcu znalazła, dobrała do niej buty. Wtedy przez rozsunięte drzwi zobaczyła jak Zayn wchodzi do swojego pokoju. Był cały mokry, a kropelki wody kapały z jego włosów.
 - Mogliście wziąć auto. - powiedziała.
Brunet odwrócił się w jej stronę.
 - Taki miałem plan. Ale Payne miał inny. - wyjaśnił ściągając mokrą koszulkę i kierując się do łazienki.
 - Sala gotowa? - zapytała wystarczająco głośno by mógł ją usłyszeć z innego pomieszczenia.
 - Tak. Zrobiliśmy wszystko. A jak tam Nialler?
 - W porządku. Cały czas je. Jak to Nialler. - powiedziała.
 Pół godziny później wszyscy, oprócz Horan'a i Emily, siedzieli w pokoju Zayn'a i garderobie szykując się na bal. Eleanor kręciła włosy Sam, Jo poprawiała włosy Zayn'a na co on nie protestował, a Danielle pomagała reszcie zawiązać krawaty albo muszki bo chłopaki nie byli w stanie. Louis dorwał się do aparatu blondynki i robił zdjęcia wszystkiemu co popadnie. Nawet swoim stopom.
 - Uśmiech, przystojniaku. - nakazał Zayn'owi.
Tak też zrobił.
 - Dlaczego moje zdjęcia nie wychodzą tak dobrze jak twoje? - zapytał niezadowolony Tomlinson patrząc na Sam.
Dziewczyna się zaśmiała.
 - Musisz jeszcze trochę poćwiczyć. I na czymś innym niż na swoich stopach albo ścianach, Lou. - powiedziała z uśmiechem.
 - Fotografia to chyba nie twoja przyszłość, skarbie. - dodała Eleanor.
Jako jedyna miała już na sobie sukienkę. Była ona złoto-biała, na plecach miała wycięcia, nad którym znajdowała się kokardka. Jak zwykle wyglądała pięknie.
 - To gdzie mnie widzisz za 5 lat? - zapytał.
 - W więzieniu. Razem z Horan'em, Payne'm, Styles'em i Malik'iem. - odezwała się Danielle.
Sam, Jo i El zaśmiały się kiedy to usłyszały. Chłopaki tylko wywrócili oczami.
 - Musimy o tym pomyśleć, chłopaki. - powiedział Malik.
 - O tak. Jesteście mistrzami w robieniu rzeczy, których nie wolno. - dodała blondynka.
 - Moglibyśmy być taką paczką jak w Ocean's Twelve. Co ty na to, Styles? - Louis spojrzał na Harrego, który siedział zamyślony na łóżku Zayn'a i w ogóle się nie odzywał.
 - Hm? - przeniósł wzrok ze swoich dłoni na przyjaciela nie wiedząc o co chodzi.
 - Nic. - Tommo westchnął i pokiwał głową.
 - Zadzwonię do Em. - powiedziała Jo i wyszła z pokoju z telefonem w ręku.
Louis zaś podszedł do Sam i zrobił jej zdjęcie, na którym ta posłała mu buziaka.
 - Idę się przebrać. - oznajmiła Danielle kiedy skończyła zawiązywać krawat swojemu chłopakowi po czym pocałowała go w policzek, wzięła swoja sukienkę i udała się do łazienki.
 - Zayn, włóż w końcu ten garnitur. - nakazała mu siostra.
On jako jedyny z chłopaków był jeszcze w jeansach i zwykłej białej koszulce.
 - Nienawidzę garniturów. - wymamrotał po czym zaczął się rozbierać.
Nikt nie miał nic przeciwko temu żeby zrobił to na środku pokoju. Po pierwsze był chłopakiem, a po drugie już nie raz widzieli go w samych bokserkach. Tak samo jak resztę chłopaków. Kiedy skończył do pokoju weszła Joan.
 - I jak? - zapytał Liam.
Nawet Harry na nią spojrzał. On chyba najbardziej chciał wiedzieć czy wszystko ok z Em.
 - W porządku. Spotka się z nami na miejscu. - powiedziała z uśmiechem.
 - To dobrze.
 - Zostało nam pół godziny żeby się ubrać i wyjść. - poinformowała Sanders wcześniej spojrzawszy na zegarek.
 - Ok. Gotowe. - Eleanor odłożyła lokówkę na biurko i spojrzała na swoje dzieło - Teraz wy się przebierzcie. - tu wskazała na Sam i Jo.
Obydwie wzięły swoje sukienki i poszły do garderoby zasuwając za sobą drzwi. Po minucie z łazienki wyszła Danielle. 
Miała na sobie czarną sukienkę ze srebrnymi cekinami, która sięgała jej do połowy ud. Na nogi założyła zaś wysokie buty na platformie tego samego koloru, a włosy wyprostowała. Liam podszedł do niej i pocałował.
 - Ślicznie wyglądasz. - szepnął jej do ucha uśmiechając się przy tym i sprawiając, że Dan również się uśmiechnęła.
 - Wyprowadzę auto z garażu. - oznajmił ubrany już Zayn biorąc kluczyki, które leżały na biurku - Chodź, Styles.
Harry spojrzał na niego zmieszany.
 - Gdzie? - zapytał.
Malik wywrócił oczami. Miał z nim trochę do pogadania.
 - Rusz tyłek. - powiedział i wyszedł.
Lokaty zwlekł się z łóżka i ruszył za nim.


___________________________
Sami oceńcie czy nudny czy nie i dajcie mi znać :)
Jak zwykle chciałabym wam bardzo podziękować za komentarze <3 Jesteście super :)
Obiecuję też, że w następnym będzie więcej Joyn (Zayn'a i Jo) :D Przygotujcie się :)
Jeśli ktoś chce żebym informowała go o nowych rozdziałach to niech poda w komentarzu swój TT albo gg :)
Min. 6 komentarzy = XXVI rozdział.
<3
B.